*Scarlette*
Niestety już po chwili usłyszałam odgłosy kroków na schodach. Wraca. Zostalo mi kilka minut. Już dłużej nie wytrzymam. Jeszcze jedno uderzenie mnie zabije. W sumie i tak umrę, prawda? Więc jaką różnicę robi kilka minut? Jednak nagle poczułam chęć walki o każdą minutę, nie chciałam umierać, jeszcze nie teraz, za wcześnie.
-Jeszcze trochę zostaniemy tutaj, możecie się cieszyć- warknął Donavan. Obawiał się czegoś. Ale zaraz na jego twarzy wystąpił okropny uśmiech.- Nasza księżniczka się obudziła.
Spojrzałam z rozpaczą na powoli przytomniejącą Iz. Nie, nie, nie! Czy nic nie mogło pójść po mojej myśli?!
Obserwowałam jak Donavan podchodzi do niej z obleśnym uśmiechem na twarzy.
-Jesteś piękna i szkoda by było gdyby coś ci się stało- powiedział bardzo powoli przesuwając palcem po policzku Iz. Widziałam wstręt do tego człowieka malujący się na jej twarzy. Co najważniejsze nie miała strachu w oczach.
-Pieprz się.
-Masz szczęście, że jesteś mi potrzebna- spojrzał najpierw na mnie, a później na Iz.- Muszę przyznać, że jesteście podobne, widać, że kuzynki.
Zaśmiał się gardłowo na nasze zdziwienie.
-Wiem o was wszystko- odpowiedział z wyższością.- Nieważne. Wracajmy do zabawy.
Odwrócił się w moją stronę i z podłym uśmiechem zaczął zbliżać się powoli, bawiąc się jednocześnie nożem w dłoniach.
-Widzisz kochana Scar, mam słabość do twojej buźki. Nawet jeśli wiem, że zginiesz, z mojej ręki zresztą, to i tak nie mam serca jej oszpecać- kucnął przy mnie, bo dalej leżałam na ziemi. Znajdował się niebezpiecznie blisko. Jeszcze raz dokładnie zlustrował wzrokiem broń trzymaną w ręku.- Ale może się przełamię?
-Odpierdol się od niej do kurwy nędzy!- usłyszałam krzyk Izzy i odgłosy jakby starała się wydostać od węzłów.
Donavan całkowicie ją zignorował i już przystawiał broń do mojego policzka.
-Jakieś życzenia co do wzoru?
-Jesteś psychiczny- odrzuciłam z pogardą.
Wtedy zobaczyłam światła na podjeździe i zaraz ktoś wbiegł do domu. Nasz oprawca działał bardzo szybko. Zanim ja zdążyłam się zorientować już wstrzykiwał Iz tą samą ciecz co jakiś czas temu, w efekcie czego dziewczyna od razu zasnęła. Odciął jej węzły, przewiesił ją sobie przez ramię i już wyskakiwał z nią przez okno. Samobójca! Nie mogłam nawet sprawdzić czy nic jej się nie stało. Tylko to mnie obchodziło. Gdzie ją w ogóle zabierał? Kto przyjechał? Czułam się tak beznadziejnie bezsilna, miałam ochotę krzyczeć. Szarpałam rękami i kostkami, żeby tylko się wydostać, ale bez skutku.
Wtedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem i w progu stanął nie kto inny niż Liam Payne. Był sam, co mnie zdziwiło. Gdzie reszta? W Lonydnie?
Widziałam jak gorączkowo rozgląda się po pokoju, aż w końcu jego wzrok padł na mnie. Mogłam zauważyć jak oczy rozszerzają mu się lekko, po czym pojawia się w nich furia. Podbiegł do mnie i zaczął gorączkowo odwiązywać węzły. Gdy w końcu mu się udało wziął mnie jak najdelikatniej na ręce i przeniósł na łóżko, wyczułam jak stara się, aby nie sprawiać mi niepotrzebnego bólu.
-On zabrał Isabelle. Proszę, pomóż jej, potrzebuję jej- powiedziałam szybko, on nie mógł jej zabrać do tej całej kryjówki. Wtedy już na pewno by się nie udało jej odbić.
-Reszta nie pozwoli mu uciec. Na pewno nie Niall, możesz być pewna.
Ulżyło mi, naprawdę mu ufałam, skoro tak powiedział, to mogłam mieć pewność, że Iz nic się nie stanie. Odetchnęłam z ulgą i zapadłam się głębiej w stos poduszek. Bolał mnie każdy centymetr kwadratowy ciała. Większość to siniaki i stłuczenia jak myślę, ale wraz było to upierdliwe. Widziałam jak Liam lustruje mnie wzrokiem, a w pewnym momencie usłyszałam jak wciąga z sykiem powietrzem.
-Co to jest?- zapytał unosząc delikatnie mój nadgarstek. Na początku nie wiedziałam do końca o co mu chodzi. Moja ręka w tym miejscu była posiniaczona, miała pręgi po sznurku, ale było coś jeszcze. Czerwona poszarpana rana układająca się w literę "D".
"Zostawię ci po sobie małą pamiątkę."
*Liam*
Jak mogłem tak zwlekać? Czemu pozwoliłem jej wyjechać? Czemu w ogóle dałem jej wrócić do hotelu tamtego wieczoru? Patrzyłem na jej posiniaczone i zakrwawione ciało i muszę przyznać, że to był najgorszy widok w moim życiu. Przyjrzałem się dokładniej jej nadgarstkom i właśnie wtedy zauważyłem poszarpaną, głęboką ranę w kształcie litery "D". W tamtym momencie ogarnęła mnie furią. Zerwałem się z łóżka i z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę obok szafy, co spowodowało obsypanie się farby i tynku.
-Niszczenie mojego pokoju raczej nie pomoże- usłyszałem spokojny głos Scarlette. Miała rację. Odwróciłem się i przysiadłem obok niej na łóżku. Nawet nie wiedziałem jak mam jej pomóc.
-To nie ujdzie mu na sucho. Obiecuję. Pamiętaj, że zawsze dotrzymuję słowa.
-Wiem- odpowiedziała krótko. Zaraz przybrała poważną minę i przyjrzała mi się.- Czemu przyjechaliście?
-Dostałem od niego telefon, wynikało z tego, że jest u ciebie w pokoju, wsiedliśmy w samolot, skombinowaliśmy tutaj samochód i jesteśmy.
-Jasne, ale skąd wiedziałeś gdzie mieszkam.
Przez chwilę wahałem się co jej odpowiedzieć, ale zaraz zdecydowałem się na prawdę.
-Gdy się pokłóciliśmy dowiedziałem się o tobie paru rzeczy, między innymi zdobyłem twój adres zamieszkania. Zanim zaczniesz się o to kłócić, pamiętaj, że dzięki temu żyjesz.
Nie odezwała się więcej co mnie zdziwiło, po prostu leżała wpatrując się w sufit. Dopiero po chwili zaczęła, mówiąc trochę pewniej.
-Jeśli chodzi o tamten wieczór, to wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać.
-Nieważne. Wtedy oboje nie powinniśmy zrobić wielu rzeczy.
Rozluźniła się trochę, a muszę przyznać, że i mi ulżyło. Nie chciałem, żeby nasza znajomość tak się urwała. Była zbyt ważna, to mnie przerażało i dodawało siły jednocześnie.
-Jeśli chodzi o tamten wieczór, to wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać.
-Nieważne. Wtedy oboje nie powinniśmy zrobić wielu rzeczy.
Rozluźniła się trochę, a muszę przyznać, że i mi ulżyło. Nie chciałem, żeby nasza znajomość tak się urwała. Była zbyt ważna, to mnie przerażało i dodawało siły jednocześnie.
*Scarlette*
Pozbyłam się ciężaru psychicznego, więc było mi trochę lżej, bo pozostał tylko ból fizyczny. W sumie żadne z nas nie przeprosiło, ani nie wygrało tej "potyczki". Był... Remis? Coś czuje, że to tylko chwilowe zawieszenie broni.
Przewróciłam się na bok, plecami do ściany, żeby lepiej widzieć cały pokój. Widziałam ślady krwi na dywanie i podłodze, pozostałości po węzłach, krzesła i co ważniejsze nóż Donavana. Wzdrygnęłam się na wspomnienie broni żłobiącej pamiątkę w moim nadgarstku. Odruchowo przycisnęłam ją do klatki piersiowej.
Brunet zauważył to i przysunął się bliżej mnie łapiąc jednocześnie mój nadgarstek, nie było sensu protestować. Przyglądał się ranie przez dłuższą chwilę i widziałam jak jego szczęka zaciska się coraz mocniej. Zaraz jednak stłumił w sobie złość i jego oczy od razu stały się o ton jaśniejsze.
-Każdy twój siniak będzie dla niego dziesięciokrotnie większym cierpieniem- Liam wypowiedział te słowa powoli ciągle wpatrując się w ranę. Gdy już myślałam, że będziemy tak siedzieć w nieskończoność, on nachylił się i musnął lekko wargami rozcięte miejsce.- Obiecuję.
W tamtym momencie miałam wrażenie, że przypomina to przysięgę krwi.
***
Kochani, trochę spóźnione, ale życzę wam Wesołych Świąt! Żeby całe jedzenie poszło w cycki! ;*
Przypominam, że jeśli ktoś chce być informowany, to niech napisze w komentarzu xx