czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 14

*Scarlette*

Jeśli na początku ból był straszny, to teraz był nie do zniesienia.  Leżałam na lewym boku, tak jak mnie przewrócił Donavan. Krew z ran mieszała się z łzami.  Nie miałam żadnych nadziei dla siebie, ostatnia wola? Żeby Isabelle nic się nie stało, to ja ją w to wplątałam, musi przeżyć. Kątem oka widziałam, że dalej jest nieprzytomna,  co w sumie mnie cieszyło. Nasz oprawca był obecnie na dole, wyszedł gdy zadzwonił jego telefon, wiec mogłam pomyśleć.  Ale czy było nad czym? Jednym słowem siedziałam w wielkim syfie. Co gorsza nie mogłam zupełnie nic zrobić. Był zawodowcem wręcz. Węzły ciasne, żadnej broni w pobliżu.  Nie tak ja na tych beznadziejnych filmach akcji. Nie będę bohaterką, nie uwolnie siebie i kuzynki.
Niestety już po chwili usłyszałam odgłosy kroków na schodach. Wraca. Zostalo mi kilka minut. Już dłużej nie wytrzymam. Jeszcze jedno uderzenie mnie zabije. W sumie i tak umrę,  prawda? Więc jaką różnicę robi kilka minut? Jednak nagle poczułam chęć walki o każdą minutę,  nie chciałam umierać, jeszcze nie teraz, za wcześnie.

-Jeszcze trochę zostaniemy tutaj, możecie się cieszyć- warknął Donavan. Obawiał się czegoś. Ale zaraz na jego twarzy wystąpił okropny uśmiech.- Nasza księżniczka się obudziła.

Spojrzałam z rozpaczą na powoli przytomniejącą Iz. Nie, nie, nie! Czy nic nie mogło pójść po mojej myśli?!
Obserwowałam jak Donavan podchodzi do niej z obleśnym uśmiechem na twarzy.

-Jesteś piękna i szkoda by było gdyby coś ci się stało- powiedział bardzo powoli przesuwając palcem po policzku Iz. Widziałam wstręt do tego człowieka malujący się na jej twarzy. Co najważniejsze nie miała strachu w oczach.

-Pieprz się.

-Masz szczęście, że jesteś mi potrzebna- spojrzał najpierw na mnie, a później na Iz.- Muszę przyznać, że jesteście podobne, widać, że kuzynki.

Zaśmiał się gardłowo na nasze zdziwienie.

-Wiem o was wszystko- odpowiedział z wyższością.- Nieważne. Wracajmy do zabawy.

Odwrócił się w moją stronę i z podłym uśmiechem zaczął zbliżać się powoli, bawiąc się jednocześnie nożem w dłoniach.

-Widzisz kochana Scar, mam słabość do twojej buźki. Nawet jeśli wiem, że zginiesz, z mojej ręki zresztą, to i tak nie mam serca jej oszpecać- kucnął przy mnie, bo dalej leżałam na ziemi. Znajdował się niebezpiecznie blisko. Jeszcze raz dokładnie zlustrował wzrokiem broń trzymaną w ręku.- Ale może się przełamię?

-Odpierdol się od niej do kurwy nędzy!- usłyszałam krzyk Izzy i odgłosy jakby starała się wydostać od węzłów.

Donavan całkowicie ją zignorował i już przystawiał broń do mojego policzka.

-Jakieś życzenia co do wzoru?

-Jesteś psychiczny- odrzuciłam z pogardą.

Wtedy zobaczyłam światła na podjeździe i zaraz ktoś wbiegł do domu. Nasz oprawca działał bardzo szybko. Zanim ja zdążyłam się zorientować już wstrzykiwał Iz tą samą ciecz co jakiś czas temu, w efekcie czego dziewczyna od razu zasnęła. Odciął jej węzły, przewiesił ją sobie przez ramię i już wyskakiwał z nią przez okno. Samobójca! Nie mogłam nawet sprawdzić czy nic jej się nie stało. Tylko to mnie obchodziło. Gdzie ją w ogóle zabierał? Kto przyjechał? Czułam się tak beznadziejnie bezsilna, miałam ochotę krzyczeć. Szarpałam rękami i kostkami, żeby tylko się wydostać, ale bez skutku.
Wtedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem i w progu stanął nie kto inny niż Liam Payne. Był sam, co mnie zdziwiło. Gdzie reszta? W Lonydnie?
Widziałam jak gorączkowo rozgląda się po pokoju, aż w końcu jego wzrok padł na mnie. Mogłam zauważyć jak oczy rozszerzają mu się lekko, po czym pojawia się w nich furia. Podbiegł do mnie i zaczął gorączkowo odwiązywać węzły. Gdy w końcu mu się udało wziął mnie jak najdelikatniej na ręce i przeniósł na łóżko, wyczułam jak stara się, aby nie sprawiać mi niepotrzebnego bólu.

-On zabrał Isabelle. Proszę, pomóż jej, potrzebuję jej- powiedziałam szybko, on nie mógł jej zabrać do tej całej kryjówki. Wtedy już na pewno by się nie udało jej odbić.

-Reszta nie pozwoli mu uciec. Na pewno nie Niall, możesz być pewna.

Ulżyło mi, naprawdę mu ufałam, skoro tak powiedział, to mogłam mieć pewność, że Iz nic się nie stanie. Odetchnęłam z ulgą i zapadłam się głębiej w stos poduszek. Bolał mnie każdy centymetr kwadratowy ciała. Większość to siniaki i stłuczenia jak myślę, ale wraz było to upierdliwe. Widziałam jak Liam lustruje mnie wzrokiem, a w pewnym momencie usłyszałam jak wciąga z sykiem powietrzem.

-Co to jest?- zapytał unosząc delikatnie mój nadgarstek. Na początku nie wiedziałam do końca o co mu chodzi. Moja ręka w tym miejscu była posiniaczona, miała pręgi po sznurku, ale było coś jeszcze. Czerwona poszarpana rana układająca się w literę "D".

"Zostawię ci po sobie małą pamiątkę."

*Liam*

Jak mogłem tak zwlekać? Czemu pozwoliłem jej wyjechać? Czemu w ogóle dałem jej wrócić do hotelu tamtego wieczoru? Patrzyłem na jej posiniaczone i zakrwawione ciało i muszę przyznać, że to był najgorszy widok w moim życiu. Przyjrzałem się dokładniej jej nadgarstkom i właśnie wtedy zauważyłem poszarpaną, głęboką ranę w kształcie litery "D". W tamtym momencie ogarnęła mnie furią. Zerwałem się z łóżka i z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę obok szafy, co spowodowało obsypanie się farby i tynku. 

-Niszczenie mojego pokoju raczej nie pomoże- usłyszałem spokojny głos Scarlette. Miała rację. Odwróciłem się i przysiadłem obok niej na łóżku. Nawet nie wiedziałem jak mam jej pomóc. 

-To nie ujdzie mu na sucho. Obiecuję. Pamiętaj, że zawsze dotrzymuję słowa. 

-Wiem- odpowiedziała krótko. Zaraz przybrała poważną minę i przyjrzała mi się.- Czemu przyjechaliście?

-Dostałem od niego telefon, wynikało z tego, że jest u ciebie w pokoju, wsiedliśmy w samolot, skombinowaliśmy tutaj samochód i jesteśmy. 

-Jasne, ale skąd wiedziałeś gdzie mieszkam.

Przez chwilę wahałem się co jej odpowiedzieć, ale zaraz zdecydowałem się na prawdę. 

-Gdy się pokłóciliśmy dowiedziałem się o tobie paru rzeczy, między innymi zdobyłem twój adres zamieszkania. Zanim zaczniesz się o to kłócić, pamiętaj, że dzięki temu żyjesz. 

Nie odezwała się więcej co mnie zdziwiło, po prostu leżała wpatrując się w sufit. Dopiero po chwili zaczęła, mówiąc trochę pewniej.

-Jeśli chodzi o tamten wieczór, to wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać.

-Nieważne. Wtedy oboje nie powinniśmy zrobić wielu rzeczy.

Rozluźniła się trochę, a muszę przyznać, że i mi ulżyło. Nie chciałem, żeby nasza znajomość tak się urwała. Była zbyt ważna, to mnie przerażało i dodawało siły jednocześnie.

*Scarlette*

Pozbyłam się ciężaru psychicznego, więc było mi trochę lżej, bo pozostał tylko ból fizyczny. W sumie żadne z nas nie przeprosiło, ani nie wygrało tej "potyczki". Był... Remis? Coś czuje, że to tylko chwilowe zawieszenie broni. 
Przewróciłam się na bok, plecami do ściany, żeby lepiej widzieć cały pokój. Widziałam ślady krwi na dywanie i podłodze, pozostałości po węzłach, krzesła i co ważniejsze nóż Donavana. Wzdrygnęłam się na wspomnienie broni żłobiącej pamiątkę w moim nadgarstku. Odruchowo przycisnęłam ją do klatki piersiowej. 
Brunet zauważył to i przysunął się bliżej mnie łapiąc jednocześnie mój nadgarstek, nie było sensu protestować. Przyglądał się ranie przez dłuższą chwilę i widziałam jak jego szczęka zaciska się coraz mocniej. Zaraz jednak stłumił  w sobie złość i jego oczy od razu stały się o ton jaśniejsze. 

-Każdy twój siniak będzie dla niego dziesięciokrotnie większym cierpieniem- Liam wypowiedział te słowa powoli ciągle wpatrując się w ranę. Gdy już myślałam, że będziemy tak siedzieć w nieskończoność, on nachylił się i musnął lekko wargami rozcięte miejsce.- Obiecuję.

W tamtym momencie miałam wrażenie, że przypomina to przysięgę krwi.

***

Kochani, trochę spóźnione,  ale życzę wam Wesołych Świąt!  Żeby całe jedzenie poszło w cycki! ;* 
Przypominam, że jeśli ktoś chce być informowany, to niech napisze w komentarzu xx

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 13

Podróż trwała ponad 4 godziny, ale dla mnie wydawała się dwa razy dłuższa. Gdy udało mi się zasnąć na chwilę przed oczami ujrzałam pokój, w którym trzymał mnie Donavan. Zaraz się obudziłam i tyle z mojego snu. Wtedy, w ciągu tej jednej doby strach cały czas siedział gdzieś w środku mnie. Starałam się go stłumić, nigdy nikomu nie pokazywałam, że się boję, robiłam na przekór sobie, aby tylko komuś coś udowodnić. Tak samo tym razem było. Teraz ten strach ujawniał się poprzez złe sny. Zawsze sobie z tym radziłam, więc tym razem też tak będzie. Wysiedliśmy wszyscy na dworcu, stąd też wyruszaliśmy tydzień temu. Zabrałam swój bagaż i podeszłam do bliźniaczek.

-Wiesz, że możesz u nas zostać do końca weekendu, prawda?- odezwała się od razu Isabelle. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści, już w autokarze poruszała ten temat. Niestety dobrze wiedziałam, czemu tak bardzo nalega. Rodzice wracali dopiero w niedziele wieczorem ze swoich wakacji, więc mam cały weekend wolny. 

-A ty dobrze wiesz, że nie zostanę. Muszę się rozpakować i odpocząć, wiesz, jak uwielbiam spać- nie do końca kłamałam, wszystko co powiedziałam było prawdą. 

-Wpadnę do ciebie- powiedziała brunetka na odchodne, bo już podjechała po nie taksówka. Anne nie odzywała się za wiele ani teraz, ani przez całą podróż. Uścisnęłam je szybko i odjechały. 
Ja wybrałam spacer. Miałam stąd tylko kawałek, a do pustego domu mi się nie spieszyło. Wysunęłam rączkę walizki i zaczęłam iść w stronę mojego osiedla. Dużo myślałam przez drogę i nie mogłam się oszukiwać, że nie tęsknie za Liamem. To dziwne, bo znam tego chłopaka od tygodnia, w tym przez 3 dni nie dawał znaku życia i obecnie pewnie nawet mnie nie pamięta, już Charlotte się postarała, żeby o mnie zapomniał. Westchnęłam. Nawet się nie pożegnał, więc ja też go wymarzę z pamięci.
Doszłam w końcu do mojego domu. Wyjęłam po dłuższych poszukiwaniach klucze i weszłam do środka. Cisza aż kuła mnie w uszy. Zdecydowanie wolałam jak coś się działo niż taki spokój. Powoli zaczynałam żałować, że nie poszłam do Iz, ale chciałam również uniknąć jej pytań. Mimo wszystko wybrałam lepszą opcję. Poczułam wibrację w kieszonce spodenek. Z lekkim opóźnieniem wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran. Nieznajomy numer. Z niewiadomych przyczyn serce podeszło mi do gardła. Nieznośny dzwonek wwiercał mi się w uszy. Przełknęłam ślinę i odebrałam połączenie. 

-Halo?- odezwałam się niepewnie.

-Scarlette! Gdzie jesteś? Błagam nie wracaj do domu, idź do Isabelle, babci, cioci, przyjaciół, gdziekolwiek, tylko omijaj swój dom! 

-Co?- odezwałam się jak zwykle bardzo przytomnie.- Kim jesteś i o co ci cho...

Nie udało mi się dokończyć, bo ktoś wytrącił mi telefon z ręki i zasłonił dłonią usta, a druga oplotła się wokół talii. Krzyknęłam, ale nic z tego. Szarpania też nie przyniosły oczekiwanego skutku, jedynie mocniejsze zaciśnięcie się dłoni. 

-Dawno się nie widzieliśmy Scar- wzdrygnęłam się na dźwięk znienawidzonego głosu przy moim uchu. I skąd wiedział jak mnie nazywa Izzy? Tylko ona tak do mnie mówiła.- Tym razem twój chłopak nam nie przerwie. 

Jedyne co chciałam wtedy powiedzieć, to, że Liam nie jest moim chłopakiem. 
Poczułam ukłucie, a później nastała ciemność. 

*

Pieniądze mogą wszystko. Dzięki nim i znajomościom siedzieliśmy już w samolocie, za kilka minut mieliśmy startować. Wybrałem numer Scarlette, który zdobyłem kilka dni temu. Długo nie odbierała, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowałem. W końcu. Wypowiadałem szybko masę słów, ale nie reagowała na nie i zanim się zorientowałem połączenie się urwało. Nie skończyła słowa, musiał tam być. Jest obok niej. Trzyma na niej swoje ręce. Może zrobić jej krzywdę.
W napadzie złości cisnąłem komórką o podłogę. Siła była tak duża, że rozpadł się na wszystkie części. Widziałem, że ekran jest zbity, to był koniec mojego smartfona, co zupełnie zignorowałem. 

-Niszczenie telefonów ci pomaga?- zapytał retorycznie Harry.

-A zadawanie głupich pytań?- odgryzłem się i oparłem o siedzenie zamykając oczy. Nie myślałem logicznie, co mogło nas zgubić. Musiałem się uspokoić. Teraz nie da się tak łatwo podejść. Wie, że niedługo tam będziemy. To był nasz największy problem. 
Poczułem jak samolot wzbija się w powietrze. za godzinę, będę już w jej mieście.

-Mam za mało czasu- wymruczałem niewyraźnie pod nosem. 

*


Otworzyłam oczy, gdy świadomością wracałam do rzeczywistości. Byłam w swoim pokoju. Od razu poczułam, że mam ręce związane za plecami. Siedziałam na jakimś krzesełku, do którego miałam przywiązane kostki. 

-W końcu. Już myślałem, że za wcześnie cię zabiliśmy. Jesteś za delikatna.

-Nie jestem słaba- warknęłam. Tak zrozumiałam jego słowa. Całe szczęście, że nie zakneblował mnie.

-Fakt, możesz się przydać. To znaczy mogłaś. Wybrałaś jego stronę. Ale spójrz teraz go nie ma. Zapewnilibyśmy ci obronę. Byłabyś w centrum. Wystarczyło trochę dobrej woli, a patrz jak skończyłaś.

-Nie wybrałam żadnej strony. Nie ma go, jak sam zauważyłeś, chcę wrócić do normalności. Zapomnijcie o mnie wszyscy. 

Usłyszałam gorzki śmiech, który przyprawiał mnie o obrzydzenie.

-Po tym jak mi przeszkodziłaś? O nie.

Jego wyraz twarzy mnie przeraził jak nigdy dotąd. Miał nienawiść wymalowaną w oczach. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył mnie w brzuch. Stłumiłam jęk bólu. Zrozumiałam w tamtym momencie co to brak zasad. 

-Wiesz, mogłaś wtedy odpokutować za to co zrobiłaś. Widziałaś, że dobrze cię traktowaliśmy, mimo wszystko, ale musiałaś coś spieprzyć. 

Kolejna fala bólu. Ustawił się za moimi plecami i nachylił do ucha. 

-Jestem sadystą. Czyiś ból sprawia mi przyjemność. 

Usłyszałam, że wyciąga coś z kurtki. 

-Wiesz, pozostawię ci małą pamiątkę, żebyś nie zapomniała o mnie. 

Poczułam jak coś zimnego dotyka mojego nadgarstka, najpierw lekko, ale zaraz coś ostrego zanurzyło się w mojej skórze. Łzy bólu pociekły mi po policzkach, jednak nie krzyknęłam. Z całych sił zagryzałam wargę, aby tylko nie dać mu tej satysfakcji. Ciepła ciecz spływała mi po palcach. Gdy się nie odezwałam, Donavan zanurzył broń jeszcze głębiej. 

-Nie martw się, dopiero zaczynam. To rozgrzewka. Zaraz moi ludzie zabiorą cię do mojej nowej kryjówki, którą teraz przygotowują. Zdążymy zanim twój chłopaczek tu przyjedzie. Nawet jemu nie uda się tak szybko tu dotrzeć. 

Umrę. Chcę umrzeć. Chcę umrzeć, zanim zrobi mi coś gorszego. Gdy myślałam, że nie może być gorzej usłyszałam znajomy głos.

-Scarlette?

A jednak może być gorzej. Czemu Isabelle musiała tu przyjść właśnie teraz? Za godzinę, za dwie, jakby już mnie zabrał. A tak może coś jej jeszcze zrobić. Donavan już miał czujną minę. Musiałam działać szybko. 

-Isabelle uciekaj! 

Zostałam spoliczkowana z taką siłą, że upadłam na podłogę. Przez związane ręce nie mogłam zamortyzować upadku. Usłyszałam jak Donavan wybiega z pokoju i później krzyk Iz rozniósł się po domu. Nie mogłam się podnieść, więc patrzyłam tylko, jak znienawidzony przeze mnie człowiek ciągnie za sobą moją kuzynkę. Była nieprzytomna, musiał wstrzyknąć jej to, co mi wcześniej. Przywiązał ją dokładnie tak samo jak mnie. Tym razem po mojej twarzy spłynęły łzy bezsilności. Nie zadawał sobie trudu, żeby mnie podejść. Już nie był zły. Teraz widziałam furię w jego oczach. 

-Zmiana planów. Ją zabiorę, ciebie zabiję. Nie potrzebuję was dwóch. Niczego się nie nauczyłaś. 

Mocne uderzenie w żebra. Kulka w głowę byłaby prostsza. Proszę. 

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 12

*Liam*

Dźwięk budzika wdarł się brutalnie do mojego snu i sprowadził mnie do rzeczywistości. Wyłączając go spojrzałem na zegarek, który wskazywał 7. Rzuciłem się z powrotem na poduszki. Kolejny dzień. Trzeci, odkąd ostatnio rozmawiałem ze Scarlette. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Podobał mi się jej sposób bycia. Nie była jedną z tych słodkich dziewczynek, o które trzeba się troszczyć na każdym kroku, wręcz przeciwnie, buntowała się przy każdym opiekuńczym geście. Nikt nie mógł jej powiedzieć co ma robić, zawsze zrobi na odwrót. No i była tak samo uparta jak ja, w sumie była moją damską wersją. Ale to nie oznacza, że ja pierwszy się do niej odezwę. Mimo wszystko nie powinna podsłuchiwać, tym razem nie chodziło o nic ważnego, ale kto wie co by usłyszała kolejnym razem? Mam swoje tajemnice i niech tak pozostanie. Ona nie rozumie tego co się wokół nas dzieje, żyje w innym świecie. Może to i lepiej.
Westchnąłem i przetarłem dłońmi twarz. Muszę się zbierać, bo nie zdążę, a wtedy będę miał problem. Wstałem i zacząłem się ogarniać i już po kilkunastu minutach zszedłem na dół. W kuchni spotkałem Louis'ego i Nialla. Gdy blondyn odwrócił się na chwilę zabrałem mu jedną z kanapek, za co dostałem od niego w ramię. 

-Wybaczę ci tylko dlatego, że znowu pewnie się spieszysz do niej. 

Dokończyłem kanapkę i ruszyłem do wyjścia.

-Może byś w końcu się do niej odezwał?- Niall ciągle nie dawał mi z tym spokoju. 

-Nie i odpuść w końcu.- rzuciłem wychodząc. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem trzeci dzień z rzędu w tym samym kierunku. 
Zaraz po tym gdy Scarlette i Isabelle odjechały pokłóciłem się z Charlotte. Nie interesowały mnie jej propozycje. Nie miała nic do zaoferowania w zamian co by mnie interesowało. Nie obyło się oczywiście bez dramatów, była w nich mistrzynią. Znała już trochę moje życie i straszyła, że pójdzie do moich wrogów i wtedy pożałuję, ale tak naprawdę, dobrze wiedziałem, że za bardzo się ich boi. Była wyszczekana tylko gdy kogoś znała, na moje nieszczęście wszystkie jej wady zauważam dopiero teraz. Tak czy inaczej odprawiłem ją, przez co odeszła bardzo wkurzona. Miałem teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
Na drugi dzień gdy już ochłonąłem zrobiłem małe "śledztwo". Dowiedziałem się podstawowych rzeczy o blondynce, a później porozmawiałem trochę z ich przewodniczką. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zadziwiające jak łatwo można się dowiedzieć, tego czego chcesz gdy tylko wiesz jakie pytania zadawać. Dzięki takim zdolnościom znałem cały program wycieczki i mogłem swobodnie pilnować jej z ukrycia. 
Sam do końca nie rozumiałem co się ze mną działo. Wiem tylko, że nie mogłem dopuścić, żeby coś jej się stało. Dopóki była w Londynie Donavan mógł ją w każdej chwili dopaść. Nie chciałem, żeby mnie zobaczyła, bo wtedy wyszłoby na to, że odpuściłem. Ja nigdy nie przegrywam. Dziś był już ostatni dzień ich pobytu tutaj. Sam nie wiedziałem czy się z tego powodu cieszę czy raczej nie.
Dziś został "nam" spacer po ogrodach Kensington, godzina wolnego i powrót do hotelu. Przyglądałem się jak Scarlette kupuje pamiątki na jednym z wielu stoisk. Powstrzymałem chęć zabicia sprzedawcy, który był zdecydowanie za bardzo miły dla niej. Widziałem jak na nią patrzył i to mnie tak denerwowało.
W końcu wyszły stamtąd i cała grupa udała się do hotelu. Miałem ponad godzinę wolnego, wtedy mieli wyruszyć autokarem z powrotem do Manchesteru.
Przez te trzy dni nie wydarzyło się nic podejrzanego. Może w końcu dał sobie spokój? A może dalej leczył rany? Szczerze liczyłem, że bardzo cierpiał. Jednak dobrze wiedziałem, że to jeszcze nie koniec, czekało nas jeszcze starcie. Może na razie nie rozstrzygające, ale będzie coraz bardziej ostro. To było pewne. Więc chyba czas odnowić stare kontakty, kiedy jeszcze tamten nie może za bardzo działać.



Po godzinie, która dłużyła mi się niemiłosiernie uczestnicy wycieczki powoli zaczęli wychodzić z  hotelu. Pakowali walizki, robili ostatnie zdjęcia, wsiadali do autokaru. Byli tacy zachwyceni Londynem, jednak nawet nie wiedzieli, że tak naprawdę widzieli tylko niewielką część miasta. Oczywiście Isabelle, Scarlette i Anne wyszły na samym końcu. Wręcz wybiegły z hotelu i wskoczyły do autokaru, który po chwili ruszył. To koniec. Mogę wracać do dawnego życia.


*Scarlette*

W biegu wrzucałam ostatnie rzeczy do walizki. Znowu wszystko na ostatnią chwilę. Wczoraj zamiast się pakować rozmawiałyśmy do późna. Usiadłam na moim bagażu i zaczęłam go zasuwać, co nie było łatwe. Chyba jednak przesadziłam z zakupami. Tak wyglądały moje ostatnie trzy dni. Cały czas byłam w biegu, co w sumie było dobre, bo nie miałam czasu na niepotrzebne myśli. Londyn był cudownym miastem, więc cieszyłam się, że chociaż ten pozostały nam czas prawidłowo wykorzystałyśmy. Niby było to zwykłe zwiedzanie, ale jednak ta normalność po ostatnich wydarzeniach działała zdecydowanie na korzyść.

-Scarlette, rusz ten swój tyłek i schodź na dół, wszyscy już czekają! 

Głos Izzy sprowadził mnie na ziemię i zdałam sobie sprawę, że siedzę na walizce bezmyślnie wpatrując się w okno. Szybko wstałam i wręcz zbiegłam po schodach na dół. Wrzuciłam bagaż do luku i wsiadłam na swoje miejsce. Po kilku minutach ruszyliśmy. Zauważyłam, że nasza przewodniczka zerkała na mnie kilka razy, ale to pewnie przez moją wcześniejszą "chorobę" i to spóźnienie teraz. Nieważne. Powoli włączyliśmy się w ruch uliczny. Nie spodziewałam się, że tyle mnie spotka w tym mieście. Nie wiem co o tym myśleć, ale to już nie ma znaczenia. Liam nie odzywał się od czasu naszej kłótni. Pewnie był zajęty kochaną Charlotte. Na myśl o niej skrzywiłam się. Miałam natłok myśli w głowie, które skumulowały się przez ten czas, w którym ich unikałam. Tak czy inaczej teraz to już koniec. Zostawiliśmy za sobą Londyn i wszystko co nas tu spotkało. Spojrzałam na Izzy, a ta uśmiechnęła się do mnie jakby smutno. Czyżby żałowała? Możliwe. Czy ja żałuję? Nie wiem. Teraz niczego nie jestem pewna. Jednak wracam do domu, gdzie wszystko będzie po staremu. To co tu się stało, zostanie tajemnicą tego miasta. 

*Liam*

Po 4 godzinach w końcu wróciłem do domu. Rzuciłem kluczyki na stolik i rozłożyłem się wygodnie w fotelu. Skupiając wzrok na filmie, który akurat leciał w telewizji. 

-Bez zmian? - zapytał Zayn, nie patrząc na mnie.

-Wszystko w porządku.- odpowiedziałem i starałem się wciągną w fabułę. Słaby film akcji. Tak nie wygląda prawdziwa walka. Główny bohater to frajer. Już dawno by zginął.
Miałem podły nastrój i nie wiem jaki był tego powód.
Wstałem z fotela i ruszyłem bez słowa na naszą prywatną siłownie, która znajdowała się obok garażów. Podszedłem do worka treningowego i zacząłem w niego uderzać z całych sił. Nawet się nie przebrałem w dresy ani nie założyłem rękawic. Tak wyładowywałem złość, dodatkowy plus był taki, że przy okazji ćwiczyłem. Same korzyści. Nakręcałem się myślami o Donavanie, co dodało mi więcej sił. Miałem dobrą kondycję, ale przy takim tempie już po około 30 minutach byłem zmęczony i cały spocony.
Pozbyłem się frustracji, ale zły humor dalej pozostał. Udałem się na górę do łazienki po drodze zgarniając swoje rzeczy. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do salonu. Zauważyłem, że został tam tylko Louis i Zayn. Nie miałem ochoty na rozmowy, więc siedzieliśmy w ciszą. Nagle z zamyśleń wyrwał nas dzwoniący telefon. Niechętnie wyciągnąłem smartfona z kieszeni i odebrałem połączenie.

-Wiesz Liam, Scarlette wygląda świetnie w niebieskim. Już rozumiem czemu tak jej pilnowałeś. No i chciałem ci jeszcze powiedzieć, że ma bardzo przytulny pokój.

Zmarłem. W tamtej chwili pierwszy raz od wielu lat znowu ukuł mnie strach.



***

Chciałam podziękować osobom, które regularnie komentują, to naprawdę bardzo motywuje. Dziękuje wam kochani xx 

czwartek, 12 grudnia 2013

Liebster Award

Jeszcze raz chciałabym podziękować za nominację i to podwójną, to naprawdę dużo dla mnie znaczy xx

Więc przejdźmy do sprawy

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "Dobrze Wykonaną Robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na jedenaście pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz jedenaście blogów, informując ich o tym i zadajesz im jedenaście pytań. Nie wolno nominować bloga, który nominował Ciebie.

Odpowiedzi na pytania do Directioner_xx:

1. Jaki kolor koszulki masz teraz na sobie?
Białą. 

2. W ilu i jakich jesteś fandomach?
Jestem tylko Directioner.

3. Ulubiony owoc?
Ciężko wybrać jeden. Hm, czereśnie chyba najbardziej lubię.

4. Co powinno być dla Ciebie podstawą dobrej przyjaźni?
Możliwość powiedzenia wszystkiego o sobie drugiej osobie i pewność, że nikt więcej się o tym od niej nie dowie.

5. Co leży teraz najbliżej Ciebie i czy jest to telefon ? 
Laptop na kolanach u mnie leży (ale telefon jest zaraz obok też :D) 

6. Jak mają na imię Twoi rodzice?
Poznajcie moich rodziców: Marzen i Grzegorza.

7. Mieszkasz w bloku czy w domu prywatnym ?
W domu prywatnym

8. Wolisz kebaba czy zapiekankę?
Kebaba. Nie lubię zapiekanek za bardzo.

9. Jaki masz kolor oczu?
Niebieskie.

10. Jaka cecha charakteru podoba Ci się u chłopaków najbardziej?
Chyba opiekuńczość. 

11. Gdybyś mogła cofnąć czas do jednego wydarzenia, jakie byś wybrała?
29 październik 2012 r. To skomplikowane i nie powinnam tego teraz tu opisywać. 

Odpowiedzi na pytania od Sylwia Czerwińska:

1.Dlaczego postanowiłaś złożyć bloga?
Namówiła mnie do tego moja kochana siostra, podrzuciła pomysł, a ja z braku zajęcia napisałam krótki wstęp, który jej się bardzo spodobał. 

2.Co znaczy dla ciebie miłość?
Ciężko to sprecyzować. Na pewno dla osoby, którą kocham mogę zrobić wszystko, zawsze znajdę dla niej czas. 

3.Czy uważasz ,że ludzie zasługują na drugą szanse?
Na drugą jeszcze tak.

4.Ulubiona piosenka?
One Direction- Half a heart.

5. Jakie masz zainteresowania?
Na pierwszym miejscu to 1D, chociaż w sumie to styl życia, a nie zainteresowanie. Kocham taniec, hip hop szczególnie, poza tym jeżdżę na snowboardzie. Oglądać lubię skoki narciarskie, piłkę nożną, siatkówkę.

6.Do jakiego fandomu należysz?
Jestem Directioner. 

7.Za co podziwiasz swojego idola?
Za wytrwałość. 

8.Kim chciałbyś zostać w przyszłości?
Mój odwieczny problem. Nie mam żadnego pomysłu na to kim mogłabym być w przyszłości. 

9.Twój ulubiony owoc?
Czereśnie uwielbiam. 

10.Czy uważasz,że jesteś dobrym człowiekiem ?
Ostatnio zaczęłam w to wątpić. 

11.Twój ulubiony blog?
Nie mam ulubionego.

Blogi, które nominuję:
1. http://troublemakerimagine.blogspot.com/
2. http://jestem-za-one-direction.blogspot.com/
3. http://iwanttodieforonedirection.blogspot.com/
4. http://sheltered-fanfiction.blogspot.com/
5. http://www.midnight-memories-from-hipsta.blogspot.com/
6. http://tellmeyourmystery.blogspot.com/
7. http://harrystyles-fanfictionlovestory.blogspot.com/


Przepraszam, że tylko tyle blogów, ale naprawdę reszta, które czytam są raczej popularne. No właśnie, tu moja prośba, jeżeli znacie jakieś fajne blogi to piszcie w komentarzach :D


Więc teraz moje pytania:

1. Jak wpadłeś/wpadłaś na pomysł na opowiadanie?
2. Do jakich fandomów należysz?
3. Prowadzisz tylko tego bloga?
4. Jaki masz zainteresowania?
5. Jaki jest twój ulubiony film?
6. Co powiedziałbyś/powiedziałabyś swojemu idolowi gdybyś go spotkał/spotkała?
7. Jakie miasto chciałbyś/chciałabyś odwiedzić?
8. Najlepsza rzecz jaka ci się w życiu przydarzyła?
9. Napisz jedno ze swoich marzeń.
10. Na czyj koncert chciałbyś/ chciałabyś się wybrać?
11. Co chciałbyś/ chciałabyś dostać na gwiazdkę?

No to chyba tyle, jeszcze raz dziękuje za nominację od dziewczyn i zapraszam do czytania ich blogów:

- http://onedirectionblogpeoplechange.blogspot.com/
- http://anna-secrets-love-hate-dangers.blogspot.com/

A no i jutro powinien pojawić się nowy rozdział! :D 

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 11

Ten wieczór naprawdę mi się podobał. Mogło się źle skończyć przez moje głupie pomysły, ale na szczęście tym razem się udało. Z drugiej strony może dobrze zrobiłam? Nie będę stała i słuchała jak ktoś mnie do jakiejś szmaty porównuje. Nie. Dobrze zrobiłam. 
Nic nie mówiliśmy z Liamem, ale cisza nie była uciążliwa. Nie do końca wiedziałam co się dzieje między nami. Wiem na pewno, że czułam się przy nim bezpiecznie. Wiedziałam do czego był zdolny, ale wobec mnie zawsze był łagodny. Tylko czy chciałabym się mieszać w całe to ich życie? O czym w ogóle myślisz?! Za 3 dni wracasz do domu, do rzeczywistości. Druga "ja" miała rację. Za niedługo wszystko wróci do normy, wrócę do dawnego życia i o wszystkim zapomnę. 
Gdy zajechaliśmy na podjazd zauważyłam, że stoi tam jakiś samochód. Pewnie kolejny chłopaków. W sumie to ciekawe ile ich mają? Spojrzałam na Liama z zamiarem zadania mu tego pytania. Wstrzymałam się jednak, gdy zauważyłam, że marszczy brwi i jakby się nad czymś zastanawia. Nie ich? Czyżbyśmy mieli gości? Cudownie, jego znajomi są zawsze tak do mnie przyjaźnie nastawieni. Wyszłam z samochodu i nastawiłam się bojowo, dosłownie. Wyprostowałam się i przybrałam pewny siebie wyraz twarzy. Starałam się ignorować ból nóg, który dawał mi się we znaki po moim wyczynowym biegu. Brunet starał się złapać mnie za rękę i iść trochę przodem, ale nie dałam się. Muszę się zacząć martwić sama o siebie. Gdy przekroczyliśmy próg i od razu dał się słyszeć rozmowy, które ucichły gdy weszliśmy do salonu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na kanapie siedzieli Zayn, Niall, Louis i Harry. Izzy stała oparta o ścianę i przyglądała się spod przymrużonych powiek dziewczynie siedzącej na fotelu. Była moim przeciwieństwem. Proste, brązowe włosy, ciemne oczy i taka sama karnacja. Zgrabna figura i wrodzony wdzięk. Nie byłam niezdarą ale tak zaczynałam się czuć gdy na nią patrzyłam. Powtarzałam sobie, że wcale nie jest taka idealna, żeby dodać sobie pewności, pomogło. Uśmiechnęłam się sztucznie. 

-Jak miło, mamy znowu gości. 

Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Cała czwórka siedząca na kanapie wpatrywała się w Liama, a ten wpatrywał się z zaciśniętymi ustami w dziewczynę.

-Czego chcesz? 

-Porozmawiać- odpowiedziała to tak spokojnie, że jeszcze bardziej mnie to zdenerwowało. 

-Chodź- Payne rzucił to przez zaciśnięte zęby i wyszedł z domu, a nasza brązowooka piękność ruszyła za nim. Złapałam kontakt wzrokowy z Isabelle i już wiedziałam, że domyśliła się o co chodzi. Jednocześnie ruszyłyśmy w stronę schodów. Uwielbiałam to jak się rozumiemy. Skierowałam się do pokoju Liama, bo to jego okno wychodziło na podjazd. Celowo nie zapaliłam światła, podeszłam do okna i jak najciszej umiałam otworzyłam je. Nie miałam jakichkolwiek wyrzutów sumienia, że ich podsłuchuje, musiałam wiedzieć i wolałam nie zastanawiać się jakie powody mną kierują. Isabelle stała obok nic nie mówiąc ale rozumiejąc wszystko. Zawsze mnie rozumiała i stała murem za mną. Siadłam ze skrzyżowanymi nogami pod oknem i skupiłam się na głosach dochodzących z zewnątrz. 

-Nie Charlotte, nie pomogę ci więcej, nie będę narażał chłopaków. 

-Daj spokój, wiem, że chcieliby mi pomóc, uwielbiali mnie kiedy jeszcze ze sobą chodziliśmy. 

Zamarłam. W skupieniu słuchałam dalszej części. 

-Tolerowali cię. Ciesz się, to jak na nich i tak dużo. 

-Czyżby nie mogli znieść tej blondyny? Nie dziwię się im, wygląda na sukę. Stać cię na więcej. 

Zdusiłam w sobie chęć rzucenia się na nią. 

-Nie chodzimy. Staram się, żeby przeżyła jeszcze kilka dni, do swojego wyjazdu. Wtedy będzie musiała już sobie sama radzić. 

-Jak zwykle martwisz się o kogoś. Osoby, które powinieneś olewać. Wiesz, że nie może mnie zastąpić. 

-Albo ty jej wpieprzysz, albo ja to zrobię Scarlette- syknęła do mnie Isabelle.

-Dam sobie radę, dzięki- odmruknęłam cicho. 

Nagle nabrałam ochoty, żeby wyjść stąd. W sensie, skoro takim problemem byłyśmy to czemu po prostu nie wrócić do hotelu? Nie chodziło o to, że wkurzyła mnie ta lalka i chcę grac obrażoną, która chce na siebie zwrócić uwagę. Nie lubię być uciążliwa, a wychodzi na to, że jednak jestem. Nie skupiałam się na dalszej rozmowie, odechciało mi się podsłuchiwania. 

-Scarlette, wolałabym wrócić do hotelu. Powoli zaczyna mnie to wszystko denerwować. Z nią też mają jakieś układy. Tu we wszystkim chodzi o interesy i układy. Wracajmy do Anne. 

-Czytasz mi w myślach- odpowiedziałam tylko wstałam i zamknęłam okno, żeby zatuszować wszystkie znaki, że tu byłyśmy. Na moje nieszczęście, Liam musiał coś usłyszeć, bo spojrzał się wtedy w tamtą stronę. Zauważyłam zdziwienie, ale zaraz przybrał obojętną maskę. Trudno. 
Wyszłam z jego pokoju i udałam się do łazienki gdzie dalej znajdowały się moje rzeczy. Zaczęłam zbierać wszystko i wrzucać do walizki, nie było tego dużo, więc już po 10 minutach obie byłyśmy spakowane. Zeszłyśmy na dół i udałyśmy się do wyjścia całkowicie ignorując Zayna, Nialla, Louis'ego i Harry'ego. 

-Em, możecie łaskawie powiedzieć gdzie się wybieracie?-Niall jako pierwszy nie wytrzymał. 

-Wracamy do hotelu. 

Nie dałyśmy dodać im nic innego. Wyszłyśmy z domu i ruszyłyśmy w stronę ulicy. Ta szmata dalej tu była. Zauważyłam, że Liam mówi coś do niej i już idzie w naszą stronę. 

-Iz, mogłabyś zamówić taksówkę?- dziewczyna tylko kiwnęła głową i odeszła kawałek. 

-Nigdy więcej nie podsłuchuj moich rozmów- rzucił łapiąc mnie za nadgarstek i przybliżając się niebezpieczne blisko. Po raz pierwszy zauważyłam w jego oczach tego sławnego Deadly'a. 

- Nie mów mi co mam robić- powiedziałam przez zaciśnięte zęby, wyrywając nadgarstek z jego uścisku. Nie odsunęłam się jednak. To było pewnego rodzaju walka, której nie zamierzałam przegrać. Mimo, że była to tylko walka na spojrzenia. 

-Uspokój się i wracajcie do środka. Dobrze wiesz, że tu jesteście najbezpieczniejsze. Sprowadzisz zagrożenie też na twoją drugą kuzynkę. 

-Och wybacz, nie chcemy was narażać. My sobie jakoś poradzimy- nie mogłam się powstrzymać przed sarkazmem. Widziałam jak zaciska mocniej szczękę ze złości. Nie wiem czemu, ale wyprowadzenie go z równowagi sprawiło mi satysfakcję. 

-Naprawdę chcesz je mieć na sumieniu? 

-Na szczęście to nie jest twój problem. Zajmij się problemem tej laleczki, bo z tego co usłyszałam ma do ciebie jakiś interes. Z tego będziesz miał więcej korzyści niż z pomaganiem nam- widziałam frustrację, a później zawziętość malującą się w jego oczach. Nie odpuści. Tak jak ja. Źle, że na siebie trafiliśmy. Usłyszałam klakson, taksówka już przyjechała.-Myślę, że już się więcej nie spotkamy. 

Odeszłam. Powiedziałam to co chciałam, a to co on miał do powiedzenia nie obchodziło mnie. Wsiadłam na tylne siedzenie obok Iz i ruszyłyśmy. 
Wyrwałyśmy się stamtąd. Czas sprawić, żeby te ostatnie trzy dni wyglądały tak jak miał wyglądać cały wyjazd. 


***

Dziękuje bardzo za wszystkie komentarze i wejścia. Liczba wyświetleń cały czas robi na mnie wrażenie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Dziękuje bardzo kochani <3 

No i chciałabym podziękować autorkom blogów: 
www.onedirectionblogpeoplechange.blogspot.com
i
www.anna-secrets-love-hate-dangers.blogspot.com
za nominację do nagrody Liebsten Awards. Postaram się to ogarnąć w tym tygodniu xx.