piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 11

Ten wieczór naprawdę mi się podobał. Mogło się źle skończyć przez moje głupie pomysły, ale na szczęście tym razem się udało. Z drugiej strony może dobrze zrobiłam? Nie będę stała i słuchała jak ktoś mnie do jakiejś szmaty porównuje. Nie. Dobrze zrobiłam. 
Nic nie mówiliśmy z Liamem, ale cisza nie była uciążliwa. Nie do końca wiedziałam co się dzieje między nami. Wiem na pewno, że czułam się przy nim bezpiecznie. Wiedziałam do czego był zdolny, ale wobec mnie zawsze był łagodny. Tylko czy chciałabym się mieszać w całe to ich życie? O czym w ogóle myślisz?! Za 3 dni wracasz do domu, do rzeczywistości. Druga "ja" miała rację. Za niedługo wszystko wróci do normy, wrócę do dawnego życia i o wszystkim zapomnę. 
Gdy zajechaliśmy na podjazd zauważyłam, że stoi tam jakiś samochód. Pewnie kolejny chłopaków. W sumie to ciekawe ile ich mają? Spojrzałam na Liama z zamiarem zadania mu tego pytania. Wstrzymałam się jednak, gdy zauważyłam, że marszczy brwi i jakby się nad czymś zastanawia. Nie ich? Czyżbyśmy mieli gości? Cudownie, jego znajomi są zawsze tak do mnie przyjaźnie nastawieni. Wyszłam z samochodu i nastawiłam się bojowo, dosłownie. Wyprostowałam się i przybrałam pewny siebie wyraz twarzy. Starałam się ignorować ból nóg, który dawał mi się we znaki po moim wyczynowym biegu. Brunet starał się złapać mnie za rękę i iść trochę przodem, ale nie dałam się. Muszę się zacząć martwić sama o siebie. Gdy przekroczyliśmy próg i od razu dał się słyszeć rozmowy, które ucichły gdy weszliśmy do salonu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na kanapie siedzieli Zayn, Niall, Louis i Harry. Izzy stała oparta o ścianę i przyglądała się spod przymrużonych powiek dziewczynie siedzącej na fotelu. Była moim przeciwieństwem. Proste, brązowe włosy, ciemne oczy i taka sama karnacja. Zgrabna figura i wrodzony wdzięk. Nie byłam niezdarą ale tak zaczynałam się czuć gdy na nią patrzyłam. Powtarzałam sobie, że wcale nie jest taka idealna, żeby dodać sobie pewności, pomogło. Uśmiechnęłam się sztucznie. 

-Jak miło, mamy znowu gości. 

Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Cała czwórka siedząca na kanapie wpatrywała się w Liama, a ten wpatrywał się z zaciśniętymi ustami w dziewczynę.

-Czego chcesz? 

-Porozmawiać- odpowiedziała to tak spokojnie, że jeszcze bardziej mnie to zdenerwowało. 

-Chodź- Payne rzucił to przez zaciśnięte zęby i wyszedł z domu, a nasza brązowooka piękność ruszyła za nim. Złapałam kontakt wzrokowy z Isabelle i już wiedziałam, że domyśliła się o co chodzi. Jednocześnie ruszyłyśmy w stronę schodów. Uwielbiałam to jak się rozumiemy. Skierowałam się do pokoju Liama, bo to jego okno wychodziło na podjazd. Celowo nie zapaliłam światła, podeszłam do okna i jak najciszej umiałam otworzyłam je. Nie miałam jakichkolwiek wyrzutów sumienia, że ich podsłuchuje, musiałam wiedzieć i wolałam nie zastanawiać się jakie powody mną kierują. Isabelle stała obok nic nie mówiąc ale rozumiejąc wszystko. Zawsze mnie rozumiała i stała murem za mną. Siadłam ze skrzyżowanymi nogami pod oknem i skupiłam się na głosach dochodzących z zewnątrz. 

-Nie Charlotte, nie pomogę ci więcej, nie będę narażał chłopaków. 

-Daj spokój, wiem, że chcieliby mi pomóc, uwielbiali mnie kiedy jeszcze ze sobą chodziliśmy. 

Zamarłam. W skupieniu słuchałam dalszej części. 

-Tolerowali cię. Ciesz się, to jak na nich i tak dużo. 

-Czyżby nie mogli znieść tej blondyny? Nie dziwię się im, wygląda na sukę. Stać cię na więcej. 

Zdusiłam w sobie chęć rzucenia się na nią. 

-Nie chodzimy. Staram się, żeby przeżyła jeszcze kilka dni, do swojego wyjazdu. Wtedy będzie musiała już sobie sama radzić. 

-Jak zwykle martwisz się o kogoś. Osoby, które powinieneś olewać. Wiesz, że nie może mnie zastąpić. 

-Albo ty jej wpieprzysz, albo ja to zrobię Scarlette- syknęła do mnie Isabelle.

-Dam sobie radę, dzięki- odmruknęłam cicho. 

Nagle nabrałam ochoty, żeby wyjść stąd. W sensie, skoro takim problemem byłyśmy to czemu po prostu nie wrócić do hotelu? Nie chodziło o to, że wkurzyła mnie ta lalka i chcę grac obrażoną, która chce na siebie zwrócić uwagę. Nie lubię być uciążliwa, a wychodzi na to, że jednak jestem. Nie skupiałam się na dalszej rozmowie, odechciało mi się podsłuchiwania. 

-Scarlette, wolałabym wrócić do hotelu. Powoli zaczyna mnie to wszystko denerwować. Z nią też mają jakieś układy. Tu we wszystkim chodzi o interesy i układy. Wracajmy do Anne. 

-Czytasz mi w myślach- odpowiedziałam tylko wstałam i zamknęłam okno, żeby zatuszować wszystkie znaki, że tu byłyśmy. Na moje nieszczęście, Liam musiał coś usłyszeć, bo spojrzał się wtedy w tamtą stronę. Zauważyłam zdziwienie, ale zaraz przybrał obojętną maskę. Trudno. 
Wyszłam z jego pokoju i udałam się do łazienki gdzie dalej znajdowały się moje rzeczy. Zaczęłam zbierać wszystko i wrzucać do walizki, nie było tego dużo, więc już po 10 minutach obie byłyśmy spakowane. Zeszłyśmy na dół i udałyśmy się do wyjścia całkowicie ignorując Zayna, Nialla, Louis'ego i Harry'ego. 

-Em, możecie łaskawie powiedzieć gdzie się wybieracie?-Niall jako pierwszy nie wytrzymał. 

-Wracamy do hotelu. 

Nie dałyśmy dodać im nic innego. Wyszłyśmy z domu i ruszyłyśmy w stronę ulicy. Ta szmata dalej tu była. Zauważyłam, że Liam mówi coś do niej i już idzie w naszą stronę. 

-Iz, mogłabyś zamówić taksówkę?- dziewczyna tylko kiwnęła głową i odeszła kawałek. 

-Nigdy więcej nie podsłuchuj moich rozmów- rzucił łapiąc mnie za nadgarstek i przybliżając się niebezpieczne blisko. Po raz pierwszy zauważyłam w jego oczach tego sławnego Deadly'a. 

- Nie mów mi co mam robić- powiedziałam przez zaciśnięte zęby, wyrywając nadgarstek z jego uścisku. Nie odsunęłam się jednak. To było pewnego rodzaju walka, której nie zamierzałam przegrać. Mimo, że była to tylko walka na spojrzenia. 

-Uspokój się i wracajcie do środka. Dobrze wiesz, że tu jesteście najbezpieczniejsze. Sprowadzisz zagrożenie też na twoją drugą kuzynkę. 

-Och wybacz, nie chcemy was narażać. My sobie jakoś poradzimy- nie mogłam się powstrzymać przed sarkazmem. Widziałam jak zaciska mocniej szczękę ze złości. Nie wiem czemu, ale wyprowadzenie go z równowagi sprawiło mi satysfakcję. 

-Naprawdę chcesz je mieć na sumieniu? 

-Na szczęście to nie jest twój problem. Zajmij się problemem tej laleczki, bo z tego co usłyszałam ma do ciebie jakiś interes. Z tego będziesz miał więcej korzyści niż z pomaganiem nam- widziałam frustrację, a później zawziętość malującą się w jego oczach. Nie odpuści. Tak jak ja. Źle, że na siebie trafiliśmy. Usłyszałam klakson, taksówka już przyjechała.-Myślę, że już się więcej nie spotkamy. 

Odeszłam. Powiedziałam to co chciałam, a to co on miał do powiedzenia nie obchodziło mnie. Wsiadłam na tylne siedzenie obok Iz i ruszyłyśmy. 
Wyrwałyśmy się stamtąd. Czas sprawić, żeby te ostatnie trzy dni wyglądały tak jak miał wyglądać cały wyjazd. 


***

Dziękuje bardzo za wszystkie komentarze i wejścia. Liczba wyświetleń cały czas robi na mnie wrażenie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Dziękuje bardzo kochani <3 

No i chciałabym podziękować autorkom blogów: 
www.onedirectionblogpeoplechange.blogspot.com
i
www.anna-secrets-love-hate-dangers.blogspot.com
za nominację do nagrody Liebsten Awards. Postaram się to ogarnąć w tym tygodniu xx.

8 komentarzy :

  1. Ale się dzieje <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  2. No co ja tu mogę napisać?? Pięknie, cudownie, zajebiście! :) Masz talent do pisania! Powiem szczerze trochę zaniedbałam czytanie, ale wszystko nadrobiłam i się cieszę. ;D Już się nie mogę doczekać co będzie dalej. ;*
    ~@Olka_Payne29

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku co takie krótkie?
    Nie mogę się doczekać następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. o bozęę cudownne... już chcę następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam! Czekam na nastepny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... Czyżby buncik? To mi się podoba. Hihihihi
    @MyDirection14

    OdpowiedzUsuń