-Wiesz, że możesz u nas zostać do końca weekendu, prawda?- odezwała się od razu Isabelle. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści, już w autokarze poruszała ten temat. Niestety dobrze wiedziałam, czemu tak bardzo nalega. Rodzice wracali dopiero w niedziele wieczorem ze swoich wakacji, więc mam cały weekend wolny.
-A ty dobrze wiesz, że nie zostanę. Muszę się rozpakować i odpocząć, wiesz, jak uwielbiam spać- nie do końca kłamałam, wszystko co powiedziałam było prawdą.
-Wpadnę do ciebie- powiedziała brunetka na odchodne, bo już podjechała po nie taksówka. Anne nie odzywała się za wiele ani teraz, ani przez całą podróż. Uścisnęłam je szybko i odjechały.
Ja wybrałam spacer. Miałam stąd tylko kawałek, a do pustego domu mi się nie spieszyło. Wysunęłam rączkę walizki i zaczęłam iść w stronę mojego osiedla. Dużo myślałam przez drogę i nie mogłam się oszukiwać, że nie tęsknie za Liamem. To dziwne, bo znam tego chłopaka od tygodnia, w tym przez 3 dni nie dawał znaku życia i obecnie pewnie nawet mnie nie pamięta, już Charlotte się postarała, żeby o mnie zapomniał. Westchnęłam. Nawet się nie pożegnał, więc ja też go wymarzę z pamięci.
Doszłam w końcu do mojego domu. Wyjęłam po dłuższych poszukiwaniach klucze i weszłam do środka. Cisza aż kuła mnie w uszy. Zdecydowanie wolałam jak coś się działo niż taki spokój. Powoli zaczynałam żałować, że nie poszłam do Iz, ale chciałam również uniknąć jej pytań. Mimo wszystko wybrałam lepszą opcję. Poczułam wibrację w kieszonce spodenek. Z lekkim opóźnieniem wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran. Nieznajomy numer. Z niewiadomych przyczyn serce podeszło mi do gardła. Nieznośny dzwonek wwiercał mi się w uszy. Przełknęłam ślinę i odebrałam połączenie.
-Halo?- odezwałam się niepewnie.
-Scarlette! Gdzie jesteś? Błagam nie wracaj do domu, idź do Isabelle, babci, cioci, przyjaciół, gdziekolwiek, tylko omijaj swój dom!
-Co?- odezwałam się jak zwykle bardzo przytomnie.- Kim jesteś i o co ci cho...
Nie udało mi się dokończyć, bo ktoś wytrącił mi telefon z ręki i zasłonił dłonią usta, a druga oplotła się wokół talii. Krzyknęłam, ale nic z tego. Szarpania też nie przyniosły oczekiwanego skutku, jedynie mocniejsze zaciśnięcie się dłoni.
-Dawno się nie widzieliśmy Scar- wzdrygnęłam się na dźwięk znienawidzonego głosu przy moim uchu. I skąd wiedział jak mnie nazywa Izzy? Tylko ona tak do mnie mówiła.- Tym razem twój chłopak nam nie przerwie.
Jedyne co chciałam wtedy powiedzieć, to, że Liam nie jest moim chłopakiem.
Poczułam ukłucie, a później nastała ciemność.
*
Pieniądze mogą wszystko. Dzięki nim i znajomościom siedzieliśmy już w samolocie, za kilka minut mieliśmy startować. Wybrałem numer Scarlette, który zdobyłem kilka dni temu. Długo nie odbierała, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowałem. W końcu. Wypowiadałem szybko masę słów, ale nie reagowała na nie i zanim się zorientowałem połączenie się urwało. Nie skończyła słowa, musiał tam być. Jest obok niej. Trzyma na niej swoje ręce. Może zrobić jej krzywdę.
W napadzie złości cisnąłem komórką o podłogę. Siła była tak duża, że rozpadł się na wszystkie części. Widziałem, że ekran jest zbity, to był koniec mojego smartfona, co zupełnie zignorowałem.
-Niszczenie telefonów ci pomaga?- zapytał retorycznie Harry.
-A zadawanie głupich pytań?- odgryzłem się i oparłem o siedzenie zamykając oczy. Nie myślałem logicznie, co mogło nas zgubić. Musiałem się uspokoić. Teraz nie da się tak łatwo podejść. Wie, że niedługo tam będziemy. To był nasz największy problem.
Poczułem jak samolot wzbija się w powietrze. za godzinę, będę już w jej mieście.
-Mam za mało czasu- wymruczałem niewyraźnie pod nosem.
*
Otworzyłam oczy, gdy świadomością wracałam do rzeczywistości. Byłam w swoim pokoju. Od razu poczułam, że mam ręce związane za plecami. Siedziałam na jakimś krzesełku, do którego miałam przywiązane kostki.
-W końcu. Już myślałem, że za wcześnie cię zabiliśmy. Jesteś za delikatna.
-Nie jestem słaba- warknęłam. Tak zrozumiałam jego słowa. Całe szczęście, że nie zakneblował mnie.
-Fakt, możesz się przydać. To znaczy mogłaś. Wybrałaś jego stronę. Ale spójrz teraz go nie ma. Zapewnilibyśmy ci obronę. Byłabyś w centrum. Wystarczyło trochę dobrej woli, a patrz jak skończyłaś.
-Nie wybrałam żadnej strony. Nie ma go, jak sam zauważyłeś, chcę wrócić do normalności. Zapomnijcie o mnie wszyscy.
Usłyszałam gorzki śmiech, który przyprawiał mnie o obrzydzenie.
-Po tym jak mi przeszkodziłaś? O nie.
Jego wyraz twarzy mnie przeraził jak nigdy dotąd. Miał nienawiść wymalowaną w oczach. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył mnie w brzuch. Stłumiłam jęk bólu. Zrozumiałam w tamtym momencie co to brak zasad.
-Wiesz, mogłaś wtedy odpokutować za to co zrobiłaś. Widziałaś, że dobrze cię traktowaliśmy, mimo wszystko, ale musiałaś coś spieprzyć.
Kolejna fala bólu. Ustawił się za moimi plecami i nachylił do ucha.
-Jestem sadystą. Czyiś ból sprawia mi przyjemność.
Usłyszałam, że wyciąga coś z kurtki.
-Wiesz, pozostawię ci małą pamiątkę, żebyś nie zapomniała o mnie.
Poczułam jak coś zimnego dotyka mojego nadgarstka, najpierw lekko, ale zaraz coś ostrego zanurzyło się w mojej skórze. Łzy bólu pociekły mi po policzkach, jednak nie krzyknęłam. Z całych sił zagryzałam wargę, aby tylko nie dać mu tej satysfakcji. Ciepła ciecz spływała mi po palcach. Gdy się nie odezwałam, Donavan zanurzył broń jeszcze głębiej.
-Nie martw się, dopiero zaczynam. To rozgrzewka. Zaraz moi ludzie zabiorą cię do mojej nowej kryjówki, którą teraz przygotowują. Zdążymy zanim twój chłopaczek tu przyjedzie. Nawet jemu nie uda się tak szybko tu dotrzeć.
Umrę. Chcę umrzeć. Chcę umrzeć, zanim zrobi mi coś gorszego. Gdy myślałam, że nie może być gorzej usłyszałam znajomy głos.
-Scarlette?
A jednak może być gorzej. Czemu Isabelle musiała tu przyjść właśnie teraz? Za godzinę, za dwie, jakby już mnie zabrał. A tak może coś jej jeszcze zrobić. Donavan już miał czujną minę. Musiałam działać szybko.
-Isabelle uciekaj!
Zostałam spoliczkowana z taką siłą, że upadłam na podłogę. Przez związane ręce nie mogłam zamortyzować upadku. Usłyszałam jak Donavan wybiega z pokoju i później krzyk Iz rozniósł się po domu. Nie mogłam się podnieść, więc patrzyłam tylko, jak znienawidzony przeze mnie człowiek ciągnie za sobą moją kuzynkę. Była nieprzytomna, musiał wstrzyknąć jej to, co mi wcześniej. Przywiązał ją dokładnie tak samo jak mnie. Tym razem po mojej twarzy spłynęły łzy bezsilności. Nie zadawał sobie trudu, żeby mnie podejść. Już nie był zły. Teraz widziałam furię w jego oczach.
-Zmiana planów. Ją zabiorę, ciebie zabiję. Nie potrzebuję was dwóch. Niczego się nie nauczyłaś.
Mocne uderzenie w żebra. Kulka w głowę byłaby prostsza. Proszę.
jak mogłaś!? W TYM MOMENCIEEE!
OdpowiedzUsuńGAAAHHHHHHH! ŚWIETNEEEE<3
LIAM SZYBCIEJ RATUJ JĄ! <3 ~@heroineNialler
OdpowiedzUsuńAhh jestemciekawa co dalej :)
OdpowiedzUsuńświetny jak zawsze! xx
OdpowiedzUsuń~ Olka_Payne29
Genialny! Chce więcej! czuje niedosyt :c
OdpowiedzUsuńdscjkhkdkhbds ojeju :o ładnie napisane<3
OdpowiedzUsuńpojawił się kolejny rozdział na > troublemakerimagine.blogspot.com
zapraszam x
Cudowne *-*
OdpowiedzUsuńA i jedna sprawa. Gdybys mogla pisac POV danej osoby bo tak to trzeba się domyślać. Ale tak to idealny rozdział,
fjdsfjvchdvfhvdhcvhdsaksdghfdsc ZAJEBISTY :D <3 zresztą jak zwykle :D PISZ DALEJ !
OdpowiedzUsuńAfnjskfk;ajbfglkhbvaajhbfjhabv
OdpowiedzUsuń