Strony

sobota, 12 października 2013

Rozdział 3

Gdy rano się obudziłam przez bardzo krótką chwilę żyłam w błogiej nieświadomości tego co wydarzyło się poprzedniego wieczora, lecz później wspomnienia zalały mnie falą. Zaułek, czarne bmw, 4 napakowanych gości, leżący Liam, jego posiniaczony tors, słowa Louisa w samochodzie, gdy wychodziłam. Zakryłam głowę poduszką.
-Proszę niech to będzie sen, błagam, niech się okaże, że to wszystko się nie zdarzyło... - szeptałam modlitwy w poduszkę.
-Wstawaj, bo zaraz mamy zbiórkę!- usłyszałam głos Izzy i zaraz uderzyło mnie chłodniejsze powietrze, gdy dziewczyna ściągnęła ze mnie kołdrę. Podziałało, powoli zaczęłam się zwlekać z łóżka.

***

Dzień minął zdecydowanie na szybko. Co najgorsze, nie pamiętam nic z tego co mówiła przewodniczka. Oglądałam te budynki, robiłam zdjęcia, ale niestety myślami byłam gdzie indziej. Miliony razy analizowałam wydarzenia poprzedniego wieczora i zastanawiałam się jak wykręcić się od wieczornej wizyty.
Siedziałam na łóżku w pokoju hotelowym zastanawiając się co zrobić. Nie chciałam tam wracać, chciałam się od nich odciąć i od takiego życia, bałam się, że jeżeli raz się w to wmieszałam to już zawsze będę siedziała w tym syfie. Nawet nie wiem ile razy przeklinałam się w myślach za to jak postąpiłam. Było już 10 minut po 20, ale nie zamierzałam wychodzić z pokoju. Niech Louis przetrząsa sobie cały hotel, może mu się znudzi i da mi spokój? Patrzyłam jak wskazówki zegara powoli przesuwają się do przodu. Dokładnie gdy zegar wybił 20.20 usłyszałam łomot do drzwi. Wypuściłam zrezygnowana powietrze i wzięłam ze sobą kurtkę.
-Gdzie idziesz? - zapytała zdziwiona Anne- I kto dobija się do naszych drzwi?

-Nie martw się, niedługo wracam, będę bezpieczna- rzuciłam krótko i posłałam jej uśmiech. Chyba uwierzyła bo pokiwała tylko głową i wróciła do oglądania telewizji.

Wzięłam głęboki oddech, otworzyłam drzwi i szybko wyszłam na korytarz wymijając Louisa. Był zły, nie, to za mało powiedziane, był wkurwiony. W tamtym momencie się go naprawdę bałam i zwątpiłam czy na pewno będę bezpieczna, jak powiedziałam Anne.

-Czego nie zrozumiałaś w "będę czekać o 20?" - zapytał kontrolując furię.

-Liczyłam, że zostawisz mnie w spokoju- powiedziałam zgodnie z prawdą.

-Nigdy więcej tego nie rób. Możesz to potraktować jako ostrzeżenie.- chłopak wymawiał każde słowo powoli, żeby dać mi jasno do zrozumienia o co mu chodzi. Podziałało.

Wyszliśmy szybko z hotelu, po czym wsiedliśmy do samochodu. Louis ruszył z piskiem opon, niebezpiecznie włączając się w ruch uliczny. Czułam jakąś presję, żeby coś powiedzieć. Nie wiem czemu, ale wiedziałam, że nie wytrzymam dłużej tej ciszy.

-Em... Jak się czuje Liam?- spytałam niepewnie, ale dość miłym tonem, przynajmniej starałam się, żeby taki był.

-Nie miał żadnej gorączki ani dreszczy w nocy, dziś wstał nawet z łóżka, nie jest tak źle jak przewidywałaś. W miarę normalnie się poruszał.- rzucił oschle, co skutecznie powstrzymało mnie od innych pytań. Już wolę tę przytłaczającą ciszę. Swoją drogą ciekawe jak tak szybko odnalazł właściwy pokój. Uh, przerażają mnie ich możliwości.
Pod domem chłopaków byliśmy przed 21. Gdy tylko zatrzymaliśmy się na podjeździe, wyszłam z samochodu i weszłam do domu. Na kanapie w salonie siedziała reszta chłopaków. Wyglądali na rozluźnionych, więc Liam na pewno czuł się lepiej, inaczej byliby przy nim.

-Em, cześć. - powiedziałam niepewnie w ich stronę.

Zignorowali mnie. Nawet nie odwrócili wzroku od telewizora. Zupełnie jakbym była powietrzem. Zdusiłam w sobie krzyk bezradności. Czemu niby im pomagam? A no tak, bo inaczej i tak by mnie tu przyciągnęli. Wpakowałam się w niezłe gówno. Ruszyłam w stronę schodów z zaciśniętymi pięściami. Ale wtedy nie wytrzymałam, nie będą traktować mnie jak popychadło.

-Pomogłam Liamowi poprzedniej nocy, później zajmowałam się nim, kiedy wy staliście i nie wiedzieliście co robić, spieprzyliście mi wyjazd, rozkazujecie gdzie i kiedy mam być, więc z łaski swojej moglibyście odpowiedzieć to cholerne CZEŚĆ! - gdy to wyrzuciłam z siebie poczułam się trochę lepiej. Dalej buzowała we mnie złość, więc w tamtym momencie zupełnie nie przejmowałam się tym co zrobią, bo co mogli mi zrobić? Zabić na razie nie, bo mnie potrzebowali, albo tak przynajmniej się pocieszałam.

Nie czekając co powiedzą ruszyłam po schodach na górę. Dalej wkurzona otworzyłam z impetem drzwi i wparowałam do pokoju Liama, który podniósł automatycznie głowę.

-Dzień dobry skarbie, widzę, że jesteś w wyśmienitym humorze. - jego ton mówił, że traktuje to wszystko jako żart, również ten "słodki" zwrot.

-Daruj sobie. Chcę jak najszybciej wracać do hotelu. Gdzie są bandaże? - spytałam rozglądając się po pokoju.

-W komodzie.

Podeszłam do wskazanego mebla i w najwyższej szufladzie znalazłam to czego potrzebowałam. Wyjęłam jeszcze wodę utlenioną i plastry. Podeszłam do łóżka i uklękłam przy nim.

-Zdejmij koszulkę. - rzuciłam oschle, tak, ciągle byłam zła. Na szczęście chociaż on robił to co mu kazałam. Ściągnął koszulkę i podparł się na łokciach. Jak najszybciej i dokładniej umiałam zmieniłam opatrunki na świeże i zaczęłam zbierać zużyte.

-Już. -położyłam to wszystko na parapecie i usiadłam na fotelu. Sami niech to sobie sprzątają. Powoli zaczęłam się już uspokajać, teraz zaczynałam znowu odczuwać tę niezręczną ciszę.

-Jak się czujesz? Nieźle oberwałeś. - rzuciłam cicho.

-Bywało lepiej, ale nie lubię narzekać. - odparł już poważniejszym tonem. Coś w tym było, zdałam sobie sprawę, że przez te dwa dni ani razu nie jęknął, a jego obrażenia były poważne. - Dlaczego mi pomogłaś?

-Zabiliby cie, nie chodziło o ciebie, po prostu nie mogłabym żyć ze świadomością, że nic nie zrobiłam.

-To bez sensu, mogli i ciebie zabić, nie rozumiem dlaczego dobrowolnie wybrałaś bycie martwą. Każde życie jest lepsze, nawet z wyrzutami, w końcu by ci przeszło i żyłabyś normalnie. To chore co zrobiłaś. - pokręcił głową jakby dalej nie rozumiejąc tego co zrobiłam.

-Posłuchaj sama nie wiem, dlaczego tak postąpiłam. Nigdy nie byłam świadkiem czegoś takiego, zadziałała adrenalina, to był moment i zanim się zorientowałam stałam już między wami. - nagle poczułam się zmęczona. Chciałam wrócić już do domu, nie do hotelu, do domu w Manchesterze, do własnego pokoju.

-Jak się nazywasz? - zdziwiło mnie jego pytanie, w sumie nie wiem czemu, przecież oficjalnie się nie znamy, nie?

-Scarlette. A ty jesteś Liam Payne, tak, już to wiem- uprzedziłam jego kolejne słowa na co roześmiał się.

Wtedy do pokoju wpadła reszta chłopaków, ale była też z nimi jakaś dziewczyna, od razu zmierzyłam ją wzrokiem. Wysoka, długie nogi, figura modelki, brązowe fale kaskadą opadały jej na ramiona, a ciemne oczy patrzyły na Liama z niepokojem. Z miejsca jej nie polubiłam, była idealna. Przemawiała przeze mnie zazdrość, ale pieprzyć to, nie polubię jej.

-Jak się czujesz? - odezwała się z troską w głosie.

-Coraz lepiej, dziękuje Jen. - odpowiedział spokojnie brunet. Louis podszedł do niej i objął ją. Super, mamy słodką parkę, ciekawie czy wie co robi jej chłopak na co dzień.

-Wychodzimy, w razie czego dzwońcie.- powiedział Louis i ruszył w stronę drzwi.

-Pa chłopcy.

-Cześć Jen.- odpowiedzieli zgodnym chórem i nawet każdy uśmiechnął się do niej lekko. Oh, serio?!

Gdy tylko wyszli, mulat, chłopak w loczkach i blondyn przybrali poprzednie naburmuszone miny, na co zagotowało się we mnie. Ciszę przerwał dopiero Liam.

-A właśnie, to jest Scarlette. Scarlette, to jest Zayn, Harry i Niall- wymieniał po kolei pokazując na mulata, chłopaka w loczkach i blondyna. Cisza. Mało się nie roześmiałam w tamtym momencie. Nie odezwę się pierwsza, na pewno nie. Liam patrzył na nas zdezorientowany, a później pojawiła się w jego oczach złość.

-Co jest do kurwy nędzy?!

-Nie jest nam już potrzebna. Czemu nie może zniknąć?- powiedział prosto z mostu Harry.

-Gdyby nie ona, właśnie leżałbym zakopany kilka metrów pod ziemią!- był naprawdę zły.

-Ty i te twoje honorowe zasady. Ona tak uważa, jesteś potrzebny Donavanowi, poza tym, dobrze wiesz, że pomoglibyśmy ci.

-Nie było was tam, nie wiecie jak to wyglądało! Donavan tylko udawał, że się zastanawia, od początku chciał mnie zabić! Jeszcze 10 minut i by mu się udało, więc z łaski swojej zmieńcie nastawienie.

Wywrócili oczami i tyle ich obeszła jego złość. Zawsze to tak wygląda?

-Ktoś z was spodziewa się dziś gości?- spytał Niall wyglądając przez okno, wszyscy przecząco pokiwali głowami.- Więc kim jest ta dziewczyna pod naszymi drzwiami?

Każdy jednocześnie podszedł do okna. Odebrało mi mowę kiedy zobaczyłam wspomnianą dziewczynę.

-Co, do cholery, robi tu Izzy?

4 komentarze: