Strony

sobota, 19 października 2013

Rozdział 4

-Znasz ją? - zapytał zdziwiony Niall.

-To moja kuzynka, przyjechałam z nią do Londynu. - wyjaśniłam, nie było sensu ukrywać prawdy. - Idę z nią porozmawiać.

Wyszłam szybko z pokoju, żeby nie mogli nic do tego dodać, nie chciałam usłyszeć czegoś w stylu "Nie możesz jej nic o nas powiedzieć." To była w sumie tylko milsza wersja tego co mogłam usłyszeć. Zbiegając po schodach w duszy modliłam się, żeby nie było z nią Anne. Nie zniosłaby prawdy, tego co tu się dzieje, sama do końca nie wiedziałam o co tu tak naprawdę chodzi, ale wiedziałam, że nawet bieżące wydarzenia przeraziłyby dziewczynę. Zawsze była skupiona na dążeniu do celu, nie pozwalała niczemu sobie w tym przeszkodzić, dla niej wszystko zawsze było czarne albo białe. Zapewne stwierdziłaby, że najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby zadzwonienie na policję. A ze wszystkich możliwości, wiedziałam, że ta byłaby najgorsza, nie wiem czemu, ale byłam tego pewna. Izzy, była całkiem inna. Nie wiedziałam czy powiedzieć jej prawdę, ale podejrzewam, że by ją zrozumiała, nie panikowałaby.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję przed drzwiami wyjściowymi z ręką na klamce w głowie prowadząc swoje rozważania. Wróciłam myślami do rzeczywistości i wyszłam na zewnątrz.

-Scarlette!

Izzy od razu do mnie podbiegła, wydawała się trochę zagubiona, ale na pewno nie przestraszona. Nie, ona nigdy się nie bała.

-Cześć Iz, co ty tu robisz?

-Wiesz, że równie dobrze mogłabym ci zadać to samo pytanie! Brałam prysznic, kiedy usłyszałam jak ktoś wali do naszych drzwi, szybko się ubrałam wyszłam, ale ciebie już nie było. Anne powiedziała, że był tu jakiś chłopak, ale go dobrze nie widziała, bo od razu wyszłaś na korytarz. Kazałaś się o siebie nie martwić, ale jak mogła nawet nie sprawdzić z kim wychodzisz, nawet tu nikogo nie znamy, powinna się upewnić! Wyszłam za wami, na szczęście jeszcze nie straciłam was z oczu, złapałam taksówkę i pojechałam za tym samochodem. - z jej twarzy dało się wywnioskować, że naprawdę się denerwowała. Nie powinnam się dziwić, z ich punktu to musiało podejrzanie wyglądać.

-Nie powinnaś była tu przyjeżdżać, muszę... Muszę coś zrobić i niedługo się od tego uwolnię, tak mi się wydaje. - nie byłam na nią zła, wręcz przeciwnie, nawet sobie do tej pory nie zdawałam sprawy jak bardzo brakowało mi jej tutaj.

-Nie pieprz. To jakiś syf, w to co się wpakowałaś, prawda?

Mogę jej powiedzieć? Jest wystarczająco silna, żeby to ogarnąć.

-Nawet nie wiesz jak duży. Ale zanim ci cokolwiek powiem, musisz obiecać, że nic nie zrobisz bez wcześniejszego powiedzenia mi o tym, ok? To ważne.

-Obiecuję.

No to jedziemy. Streściłam jej wydarzenia poprzedniego wieczora i to co miało miejsce dzisiaj. Niczego nie ominęłam, chciałam, żeby chociaż ona znała całą prawdę.

-No i nie wiem czy teraz, jak już zrobiłam co chcieli w końcu dadzą mi spokój, żebym mogła o wszystkim zapomnieć.

-Masz rację, niezłe gówno. - zero tekstów typu "dlaczego robisz to co ci karzą" lub "powinnaś zadzwonić na policję". Właśnie dlatego ją uwielbiam, jesteśmy podobne.

-Mam nadzieję, że jej nie powiedziałaś.- z drzwi wejściowych wychyliła się Niall- ona nie jest nam potrzebna, ją możemy zabić.

Tego już za wiele. Wstałyśmy równocześnie i zwróciłyśmy się w jego kierunku.

-Nie obchodzi mnie to co robicie, w dupie mam też co mi karzecie zrobić, ale jej nawet nie dotkniecie. - wiedziałam, że nie musiałam jej bronić, sama dobrze sobie radziła, ale chciałam, żeby miał, oni wszyscy mieli jasność. - I tak, już wie.

Niall zacisnął mocniej szczękę i w jego oczach pojawiły się iskierki gniewu, ale szybko się opanował.

-Do środka.

Wzruszyłyśmy jednocześnie ramionami z Izzy i ruszyłyśmy za blondynem. Nieważne co zamierzają zrobić. Jesteśmy tu jeszcze przez 5 dni, później wracamy do rzeczywistości, może nudnej, ale w miarę bezpiecznej, więc co będzie. Weszłyśmy do jadalni, gdzie siedzieli już Zayn, Harry, Niall i nawet Liam zszedł z góry. Razem z bliźniaczką rozsiadłyśmy się wygodnie na krzesełkach i czekałyśmy co zamierzają powiedzieć.

-Załatwmy to szybko. Niall powiedział, że wszystko już wiesz.- odezwał się Harry zwracając się do Iz.- więc to co powiemy tyczy się was dwóch.

-Rzecz oczywista: nikt więcej nie może się dowiedzieć o tym co tu się dzieje.

-A co tu się właściwie dokładnie dzieje? - zapytałam ze złośliwością. Oczywiście dalej nic mi nie wytłumaczyli o co tu chodzi.

-Nie twój pieprzony interes, po prostu trzymaj język za zębami, a nikomu nic się nie stanie.- wyraził się w dość jasny sposób Zayn.

-Musimy być zawsze ostrożni i uważać na to co mówimy i komu ufamy, więc gdy powiecie coś za dużo, spodziewajcie się naszej wizyty, my nie dajemy drugiej szansy.- na koniec głos zabrał Liam, a jego słowa jakby zawisły w powietrzu. Dokładnie zrozumiałyśmy ich przekaz, a szczególnie słowa "my nie dajemy drugiej szansy", miałam wrażenie jakby ciągle brzmiały w mojej głowie.

Aż podskoczyłam gdy zadzwonił telefon Liama.

-Nie znam tego numeru.- mruknął pod nosem. Gdy tylko odebrał od razu skrzywił się na dźwięk usłyszanego głosu. -Spierdalaj.
Już chciał się rozłączyć, ale widać osoba po drugiej stronie skutecznie przykuła czymś jego uwagę. Brunet bez zbędnych słów przełączył głośnomówiący.

-Cześć pieski na posyłki Deadleya. - odezwał się szyderczy głos. Chociaż słyszałam go raz w życiu, mogłabym go rozpoznać wszędzie.

-Donavan.- odezwał się z wściekłością Niall. Widać nie spodobało im się to określenie, nie dziwie się, gość dobrze wiedział, że się wkurzą.- Czego chcesz? Jak twoje siniaki? Dzwonisz prosząc o następne?

-Myślę, że jest tu ktoś, dzięki komu zaczniecie inaczej szczekać. Powiedz coś- rozkazał. Cisza. Po krótkiej chwili dobiegł dźwięk jakby ktoś kogoś uderzył. Dalej nic.- Bo powiem Mattiemu, żeby coś jej zrobił.

-Jeb się Donavan.

Na dźwięk głosu, który odezwał się w telefonie wszyscy znieruchomieliśmy, oprócz Iz. Louis brzmiał na bardzo wkurwionego.

2 komentarze: