Strony

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 2

Rozejrzałam się po samochodzie i ludziach w nim znajdujących się. Za kierownicą siedział brunet z dłuższymi włosami, a obok niego na miejscu pasażera chłopak z loczkami. Z tyłu razem ze mną był mulat i blondyn. Było ciemno, więc tylko tyle mogłam stwierdzić, nie widziałam nawet koloru ich oczu. Było nas za dużo, więc w sumie nawet nie siedziałam, a kucałam przy siedzeniach, z resztą podobnie zrobili moi dwaj towarzysze, wszystko, aby udostępnić miejsce do położenia się poszkodowanemu. Nie wyglądał dobrze, leżał z zamkniętymi oczami, miał dużego siniaka na skroni, spuchniętą wargę, a z długiego rozcięcia na policzku ciągle sączyła się krew.

-Miałeś się nie ruszać z klubu! Wiedziałeś, że się na ciebie czai- rzucił z wyrzutem prowadzący samochód nie odrywając oczu od drogi.

-Louis nie teraz. Później go opieprzymy, jak już wydobrzeje- odpowiedział mu szybko blondyn wpatrując się w leżącego.

Żaden z nich nie był typem grzecznego chłopca, nie byli cali wytatuowani, ale ich postawa i wyraz twarzy mówił, że nie należy z nimi zadzierać. Wiedziałam, że z dwojga złego wybrałam lepsze wyjście, ale rozumiem, czemu w ogóle mnie wzięli ze sobą, po co Payne zwrócił im o to uwagę. Tak, ciągle używałam jego nazwiska, bo imienia niestety nie znałam. Tak czy inaczej, mogli mnie zostawić i nie robić sobie problemu, więc czemu? Może chodziło o honor? W sumie udało mi się zyskać trochę czasu, widać mają jakieś zasady. Na razie byłam ignorowana przez wszystkich i jak najbardziej mi to odpowiadało, nie ukrywam, bałam się ich.

-Daleko jeszcze?-zapytał cicho nasz poszkodowany.

-Już jesteśmy, Liam- odpowiedział Louis.

Czyli tak miał na imię, dobrze wiedzieć. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam, ze właśnie zajechaliśmy przed duży, dość luksusowy dom. Nie wiem czy chce wiedzieć, skąd oni wzięli kasę na ten dom, samochód i wszystko inne, przebiegło mi przez myśl. Louis wjechał do garażu i moi towarzysze w szybkim tempie wyskoczyli z samochodu ostrożnie pomagając wstać również Liamowi. Nie wiedziałam co mam robić, chodzić za nimi jak cień? Chyba lepsze to niż siedzenie nie wiadomo po co w samochodzie. Nie czekając dłużej wyszłam z samochodu i ruszyłam za nimi. Po przekroczeniu progu powitał mnie duży, jasny salon,  którego centralnej części znajdowała się czarna kanapa, ustawiona naprzeciwko sporej plazmy, a pomiędzy nimi mały szklany stolik. Podłogi były wykonane z ciemnego drewna, a ściany miały beżowy odcień. Całe to pomieszczenie było kontrastem barw. Dalej, połączona z salonem, znajdowała się jadalnia, a za nią nowoczesna kuchnia z wyspą kuchenną na środku, wszystko w tych samych barwach ci salon. Po prawej stronie były schody prowadzące na piętro. Wszystko było urządzone bardzo nowocześnie i gustownie, z charakterem.

-Jak już przestaniesz się gapić to przyjdź tu, możesz się przydać- odezwał się ze schodów Louis, jeśli dobrze pamiętam.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Nienawidziłam gdy ktoś mówił mi co mam robić. Siedź cicho i rób co ci każą, nawet nie wiesz jak stąd trafić do hotelu, podpowiadał mi zdrowy rozsądek i tym razem go posłuchałam. Ruszyłam w stronę schodów i dalej za brunetem do jednego z pokojów. Ściany były tu w odcieniu ciemnej śliwki węgierki, a meble z jak wszędzie z ciemnego drewna, było tu nieco ciemno, ale również gustownie.
Podeszłam do grupki stojącej wokół łóżka, na którym leżał Liam. W słabym świetle lampki nocnej siniaki na jego twarzy wyglądały jeszcze gorzej, ale większe wrażenie robiły sine obszary na jego torsie. Miejscami były przecinane przez krwawiące rany. Spojrzałam po twarzach ludzi wokół mnie. Chyba nie bardzo wiedzieli co robić, bo tylko stali i przyglądali się chłopakowi. Ale dlaczego? Przecież wydawać by się mogło, że skoro prowadzą niebezpieczny tryb życia, to potrafią o siebie zadbać, prawda?

-Nikt mu nie pomoże?- spytałam retorycznie, za co zostałam spiorunowana wzrokiem przez 4 pary oczu.

-To Liam zawsze zajmował się obrażeniami, my... umiem opatrywać jakieś rozcięcia, ale nie stłuczenia czy złamania.- rzucił ze złością blondyn.

Przecież to chore! Można było przewidzieć, że kiedyś to on będzie potrzebował pomocy i co wtedy?
-No właśnie widzisz co wtedy.- odpowiedziałam sama sobie. Naprawdę nie mogłam sobie wyobrazić jak można być takimi ignorantami, to chore. Westchnęłam no to chyba lekcje PO, w końcu się przydadzą.

-Przynieście jakieś bandaże, gazy, wodę utlenioną, plastry, lód w kostkach i ręczniki.-powiedziałam spokojnie. Nie wiedziałam czy sobie poradzę z tym wszystkim, ale i tak będę lepsza niż oni. Tego byłam pewna.

Spojrzeli po sobie i jakby chcieli coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowali i wyszli z pokoju. Widać nie bardzo lubili robić, tego co im się każe. Oh, to jesteśmy kwita. Pomyślałam ze złośliwością.

Ściągnęłam kurtkę, rzuciłam ją na stojący obok fotel i przykucnęłam obok łóżka. Byłam lekko zdenerwowana, za dużo ode mnie zależało, nie mogłam teraz spanikować. Reszta chłopaków wróciła po chwili z rzeczami, o których mówiłam i rozłożyli je na podłodze obok mnie, po czym odsunęli się robiąc mi miejsce. No to lecimy.

Wzięłam gazę i wodę utlenioną i przemyłam nimi dokładnie rany. To dziwne, że ciągle krwawiły. Wyrzuciłam zużyte i wzięłam nowe gazy układając na ranach i zaklejając plastrami. Powinny wsiąknąć krew.
Dobra, teraz stłuczenia. Nacisnęłam lekko na żebra, przez co Liam momentalnie skrzywił się. Kątem oka zauważyłam, że mulat zrobił ruch, jakby chciał podejść do mnie, ale chłopak w loczkach przytrzymał go ręką. Dobre posunięcie, nie radzę wwalać mi się w robotę, przebiegło mi przez myśl. Chciałam jak najszybciej skończyć, wracać do hotelu i jak najszybciej zapomnieć o wszystkim, ciesząc się wyjazdem.
Wzięłam lód i owinęłam go w dwa ręczniki. Jeden położyłam na brzuch, a drugi na żebrach poszkodowanego. Prawie od razu dostał gęsiej skórki. Powinno trochę złagodzić ból, tak przynajmniej było napisane w podręczniku. Miałam tylko nadzieję, że żebra nie były złamane, bo nie wiedziałam jak to opatrzyć, na tym kończyły się moje umiejętności pielęgniarskie. Po około 15 minutach, gdy chłopak dostał pierwszych drgawek z zimna, odłożyłam lód i wzięłam bandaże. Odwróciłam się w stronę reszty.

-Potrzebuję pomocy dwóch z was.- niemal od razu znaleźli się przy mnie wcześniej wspomniany mulat i Louis.- przytrzymajcie go z dwóch stron i podnieście trochę, ale ostrożnie.

Zrobili dokładnie to co powiedziałam zachowując pełną ostrożność. Jak najszybciej i dokładniej mogłam owinęłam bandażem żebra i tors chłopaka.

-Już- położyli go z powrotem i przykryli kołdrą, podczas gdy ja zbierałam poskładałam cały ten arsenał pierwszej pomocy.- Proponuję, żeby ktoś przy nim był przez całą noc, gdyby miał drgawki przykryjcie go dodatkowymi kocami, a w razie gorączki zróbcie okłady z lodu. No i jutro koło wieczora zmieńcie mu opatrunki, do tej pory powinien się już trochę lepiej czuć.

Wypowiedziałam wszystko konkretnym tonem, założyłam kurtkę i ruszyłam w stronę drzwi.

-A ty gdzie się niby wybierasz? Nigdzie nie idziesz.- rzucił chłopak w loczkach.

-Nie przyjechałam tu, żeby opiekować się rannymi w jakiś głupich bójkach. Jutro zamierzam zwiedzać i cieszyć się wyjazdem, udając, ze dzisiejszy wieczór nie miał miejsca.

-Nie zapominaj, że żyjesz dzięki nam, mogliśmy cię tam zostawić- włączył się do rozmowy blondyn.

-Gdyby nie ja, on już dawno by nie żył- odgryzłam się wskazując głową na leżącego bruneta.

-Zrobimy tak. Jutro w dzień poudajesz sobie co chcesz i będziesz robić co ci się podoba, ale wieczorem przyjadę po ciebie i pozmieniasz te opatrunki i zrobisz co należy. A teraz chodź, odwiozę cię- powiedział zwięźle Louis i już ruszył w stronę drzwi. Jego ton mówił, że nie przyjmuje sprzeciwu. Zdusiłam w sobie krzyk bezradności i wyszłam za nim z pokoju nic nie mówiąc. Wsiadłam do samochodu, który stał już na podjeździe.

-Gdzie się zatrzymałaś?

-Gloucester Place 55.

Droga minęła nam bez słowa. Jakoś nie miałam ochoty rozmawiać z ludźmi, którzy mnie do czegoś zmuszają. Nawet nie wiem o czym mielibyśmy niby rozmawiać. W końcu dojechaliśmy pod hotel.

-Będę o 20- rzucił krótko.

Wyszłam z samochodu dalej milcząc i ruszyłam w stronę hotelu nie oglądając się. Do pokoju weszłam dokładnie tak jak z niego wyszłam. Całe szczęście bliźniaczki smacznie spały. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i po około 15 minutach leżałam w łóżku starając się zasnąć. W co ja się wpakowałam? Powinnam była po prostu pójść spać, wszystko byłoby inaczej. 


*

Mamy drugi rozdział. Powstawał dość szybko, kolejny będzie pewnie dopiero pod koniec tygodnia. Dziękuje za wszystkie wejścia i proszę o komentarze, naprawdę chciałabym wiedzieć co myślicie, no i wprowadzić ewentualne zmiany, jeżeli coś wam się nie podoba. Proszę piszcie! xx 

2 komentarze:

  1. Znalazłam adres do Twojego bloga na tt ;) jakaś dziewczyna go chwaliła i miała racje! :D jest świetny! Na prawdę dobrze piszesz :)
    Będę na pewno czytać ;)

    mój tt - @mroczek_ola

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW!!! Co rozdział to lepiej!!

    OdpowiedzUsuń