-Czego szukasz w mojej szafie?- zapytał brunet akcentując słowo "mojej". Po jego głosie słyszałam, że był rozbawiony. Dziwne, ja wtedy mogłabym zabić wzrokiem.
-Tego.- rzuciłam wyciągając ciemny koc. Czy wszystko tu musi być w mrocznych barwach? Jakby mieszkańcy tego domu chcieli powiedzieć "patrzcie jacy jesteśmy groźni, mamy czarne koce i śpimy z bronią pod poduszką". Scarlette, to było słabe. Chyba trzeba popracować na sarkastycznymi uwagami. Podeszłam do łóżka i dosłownie czułam wzrok chłopaka na sobie. Wzięłam dwie z masy poduszek służących w prawdzie za ozdoby, ale w końcu to jedna noc, da się przetrwać i zaczęłam kierować się do wyjścia.
-Możesz mi powiedzieć gdzie się wybierasz?- zapytał Liam stając przede mną.
-Na dół do salonu. W końcu musimy z Izzy mieć pod czym i na czym spać.- odpowiedziałam jakby to było oczywiste.
-Nie żartuj, możesz spać u mnie. Możesz mi wierzyć, że moje łóżko jest o wiele wygodniejsze od kanapy- rzucił z łobuzerskim uśmiechem. Lubiłam ten uśmiech. Przypomniało mi się, jak jeszcze kilka godzin temu chłopak zasłonił mnie własnym ciałem, przed strzałami i tak w sumie to mógł mnie tam zostawić i mieć spokój. Jako jedyny był miły, chociaż domyśliłam się, że nie zdarzało się to często. Uratowałaś mu życie, musiał być miły. Niby tak, ale z każdą godziną wątpiłam, czy aby na pewno coś zmieniłam, chyba teraz bardziej byłam przekonana, że reszta chłopaków zdążyłaby na czas. Tak czy inaczej to wszystko razem sprawiało, że polubiłam go. Chociaż w sumie to złe określenie. Bardziej zadziwiał mnie? Fascynował? Zaskakiwał? Tak to chyba najlepsze określenie. No i był cholernie przystojny. Otrząsnęłam się z tych myśli. Znam go 4 dni. Nie będę z nim spała.
-Nie zostawię Iz, poza tym wolę kanapę- odpowiedziałam trochę na przekór.
-Jestem pewny, że Niall przyjmie do siebie Isabelle- że co? Coś mnie ominęło? No chyba raczej nie.
-Dobranoc Liam.- powiedziałam wymijając go, ale zatrzymałam się jeszcze w drzwiach.- I dziękuje.
Nie czekając dłużej wyszłam na korytarz i zbiegłam po schodach na dół. Nikogo tam nie było. Na nasze szczęście okazało się, że kanapa jest rozkładana. Świetnie, bo już myślałam, że będziemy łączyć jeszcze fotele. Izzy chyba musiała usłyszeć, że coś się dzieje, bo po kilku minutach pojawiła się w salonie. Gdy zobaczyła co robię uśmiechnęła się.
-Wiedziałam, że coś wykombinujesz.- Nie wiedziałam do końca o co jej chodzi, więc nic nie odpowiedziałam.
Wzięłam jedną z poduszek i rzuciłam się wręcz na kanapę przykrywając kocem, po chwili to samo zrobiła moja kuzynka. Wszyscy byli zmęczeni. Nikt nie spał od dwóch dni, więc nic dziwnego, że już po chwili zaczęłam odpływać w ciemność, gdy wyrwał mnie głos Isabelle.
-Scarlette jak tam było? Bałaś się?- zapytała bardzo cicho.
-Do dupy Iz. Nawet bardzo. Nie wiadomo czego spodziewać się po Donavanie. On jest... nieprzewidywalny.
-Myślisz, że gdy wrócimy do domu to wszystko się skończy? W sensie zostawią nas w spokoju i zapomną?
-Chciałabym. W sumie nie wiedzą nawet w jakim mieście mieszkamy. Może się uda.- zostało nam jeszcze 3 dni pobytu tutaj. Nie możemy się w ciągu tego czasu dać zabić. Tyle.- Musimy uważać do końca wyjazdu.
Brunetka nic nie odpowiedziała. Pewnie myślała o tym co ja, że całkiem inaczej wyobrażałyśmy sobie ten tydzień spędzony tutaj. Nie skarżyła się, za to ją kochałam. To ostatnia myśl, która przyszła mi do głowy zanim w końcu zasnęłam.
*
Gdy się obudziłam w domu panowała cisza. Zorientowałam się też, że Izzy nie ma koło mnie. Wstałam przecierając oczy i kierując się do kuchni. Byłam strasznie głodna. Nie wiele jadłam przez ostatnie kilka dni. Mogłam zrobić tosty, naleśniki, jajecznicę, omlety czy masę innych rzeczy, ale byłam na to za leniwa. Kanapki z serem i ketchupem mnie zadowalały. Gdy popijałam już sobie cappuccino po śniadaniu do kuchni wszedł Zayn. Nie był zaspany, czyli musiał być na nogach już jakiś czas. Kiwnął mi tylko głową i nic nie mówiąc zabrał się do przygotowywania jedzenia. Odchrząknęłam chcąc przerwać ciszę. Nie chciałam się z nimi kłócić, mogłam źle na tym wyjść.
-Wiesz gdzie są wszyscy?- zapytałam dość przyjaźnie, tak mi się przynajmniej wydawało.
-Jen i Louis gdzieś wyszli, Niall i Isabelle znowu się o coś kłócą, Harry właśnie przyszedł.- rzucił wskazując na chłopaka, który pojawił się w kuchni.
-Cześć.- rzucił w pośpiechu i dopadł do lodówki wyciągając z niej tonę rzeczy.
-A Liam?- nie ukrywam, ze mnie to interesowało, ale starałam się zabrzmieć obojętnie.
-Musiał wyjść załatwić parę spraw. - odpowiedział akcentując ostatnie słowo. Wolałam nie znać tych spraw. Tak był lepiej. Z tego wychodziło, że muszę siedzieć sama lub z Zaynem i Harrym, którzy właśnie rozsiadali się na jeszcze nie pościelonej kanapie. Nie chciałam chodzić jak cień za Isabelle no i poza tym postanowiłam, że postaram się być miła dla reszty, skoro już mnie nie nienawidzą. Wzięłam swój kubek i rozsiadłam się na fotelu przed telewizorem. Zobaczyłam na zegarku, że dochodzi już 20. Matko, przespałam tyle godzin. W telewizji leciał jakiś film, więc wpatrywaliśmy się w niego bezmyślnie. Nawet nie wiem ile czasu minęło, gdy wrócił Payne.
-W końcu wstaliście.- rzucił na powitanie dosiadając się.
-Mógłbyś mnie zawieść do hotelu? - spytałam od razu.
-Lepiej, żebyście jeszcze zostały.
-Tak wiem, ale muszę wziąć kilka moich rzeczy.
-To okey, możemy pojechać.
*
Było już po 20, więc Anne była w pokoju. Weszłam tam sama, bo tak będzie spokojniejsza. Była wystarczająco zdenerwowana. Wytłumaczyłam krótko, że nie możemy jeszcze wrócić, ale, że jesteśmy bezpieczne i nie musi się o nas martwić, tylko, żeby się cieszyła wyjazdem. Chyba ją przekonałam, bo wydawało mi się, że się rozluźniła trochę. To dobrze, chociaż taki plus, że ona nie będzie miała zwalonego wyjazdu. Spakowałam w torbę trochę moich rzeczy i Isabelle. Pożegnałam się z Anne i wyszłam. Uważałam, żeby na korytarzu hotelu nie zobaczył mnie nikt z grupy, w końcu podobno leżałam z gorączką. Nie chciałam pytań. Wrzuciłam torbę do bagażnika samochodu i usiadłam na miejscu pasażera.
-Mam nadzieję, że zabrałaś coś ładnego, bo idziemy dziś na miast.- powiedział z tym swoim charakterystycznym uśmiechem Liam.
***
Dziękuje za każdy komentarz. Liczba wyświetleń motywuje, ale komentarze o wiele bardziej. Poważnie, wtedy wiem, że mam dla kogo to pisać, a czasami się zastanawiam czy w ogóle warto. Więc będę wdzięczna za każdą opinię.
I dziękuje też Emi za motywację, to dzięki niej w ogóle powstało to opowiadanie <3
Jeszcze raz dziękuje i zachęcam do komentowania.
Kocham was xx.
Jejku chciałabym, żeby Scarlette była z Liamem. Sądzę, że byliby idealna parą *.*
OdpowiedzUsuń@Someonestolelov
Super. Czekam na nexta <3 ~@heroineNialler
OdpowiedzUsuńDalej kochana <3 xx
OdpowiedzUsuńDostałam link do twojego bloga od koleżanki i weszłam. Weszłam i na pewno się nigdzie nie rusze. Niesamowite to jest!
OdpowiedzUsuńJUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU!
OdpowiedzUsuńJejku nie wiem jak to sie stało ale oprócz tego rozdziału to nie czytałam jeszcze poprzedniego, nwm czemu... dziwne :o
OdpowiedzUsuńAle już jestem na bieżąco i rozdział bardzo mi się podobał, zresztą tamten poprzedni również ;)
Mam nadzieję że Scarlett i Liamowi nic się poważnego nie stanie i że będą razem, ale spokojnie wszystko w swoim czasie :3
No to do następnego xx / @Dupa_Horanaa
Awee
OdpowiedzUsuń