sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 6

Przełknęłam ślinę starając się uspokoić. Będzie dobrze, będzie dobrze, musi być dobrze, przecież Liam i reszta będą na czas, cały czas powtarzałam sobie w głowie ten wierszyk. Wtedy wpadło mi coś do głowy.
-Liam! Powiedz Izzy, żeby zadzwoniła do Anne i powiedziała, że wszystko z nami w porządku, ale wrócimy dopiero jutro, żeby się nie martwiła.- wypowiedziałam wszystko bardzo szybko i cicho, bo Donavan i reszta byli coraz bliżej.
-Uwierz, to teraz nie jest twój największy problem. Isabelle na pewno wszystkim się zajmie.- odpowiedział patrząc na mnie jak na wariatkę. No tak. Zaraz zacznę walkę o każdą kolejną minutę życia, ale martwię się o to, żeby Anne się nie martwiła, jestem idiotką. Nie mieliśmy czasu na dalszą rozmowę, bo Donavan był już dostatecznie blisko, żeby nas usłyszeć.

-Deadly. Myślałem, że będziesz bardziej się opierać za nim nam ją oddasz.

Deadly. Znowu to samo określenie. Liam wzruszył tylko ramionami.

-Ona nic dla mnie nie znaczy. Louis jest jednym z nas. To korzystna wymiana dla nas obu. Chociaż, nie wiem do czego ona jest ci potrzebna- sposób w jaki to wymawiał... Zwątpiłam czy naprawdę mi pomogą. Teraz stał się obojętny, wręcz zimny, jakby nic go nie obchodziło. Przełknęłam ślinę po raz kolejny, nie mogę dać się zwariować, w końcu obiecał.

-Nie twój interes. Zabieraj tych dwoje i jesteś wolny- wskazał głową na Louisa i Jen, którzy stali już przy Paynie. Brunet jeszcze raz na mnie spojrzał obojętnie, odwrócił się i odszedł. Tak po prostu, bez słowa. Chociaż co miał powiedzieć?

Gdy zniknęli nam z oczu momentalnie pojawiło się przy mnie dwóch ludzi Donavana.

-Słodkich znów skarbie- rzucił z złośliwym uśmiechem szef całej tej bandy i wtedy jeden z tych goryli przy moim boku przyłożył mi jakąś chustkę do ust i wszystko zaczęło powoli znikać.

***

Nie odezwałem się przez całą drogę, myślami byłem gdzie indziej. Co chwilę zerkałem tylko na zegarek obliczając ile jeszcze zostało do naszej akcji. Za dużo, zdecydowanie za dużo. Mogą ją zabić kilka razy w tym czasie. Spokojnie, przecież Niall i Harry pilnują ich i dadzą znać jakby działo się coś złego. Właśnie. Wyjąłem szybko telefon i wybrałem numer blondyna.

-Co się dzieje? 

-Uśpili ją czymś zaraz jak odjechaliście. Jesteśmy pod ich magazynem, dwóch pilnuje wejścia. W środku jest trzech plus Donavan.Nie podchodziliśmy jeszcze bliżej, na razie jest i tak nieprzytomna, więc nic jej nie zrobią. 

-Nie spuszczajcie jej z oczu. Nic nie może się jej stać, jasne? 

-Przecież wiesz.

Rozłączyłem się i przyspieszyłem jeszcze bardziej. 

-Powiesz mi co się dzieje? - spytał w końcu Louis.

-Odbijamy Scarlette.

-Kurwa, Liam, mamy dla niej ryzykować życie? 

-Ona ryzykowała swoje dla mnie i nawet mnie nie znała, więc pora spłacić dług. Nie musisz w niczym brać udziału, możesz zostać z Jen w domu- odpowiedziałem spokojnie. Będzie ciężej bez Lou, ale damy sobie radę. 

-Wiesz, że jestem z tobą. Poza tym mam swoją osobistą zemstę.

Domyśliłem się, że chodzi o to co wydarzyło się tej nocy, ale nie chciałem wypytywać o nic więcej. To nie moja sprawa, jeżeli będzie potrzebował pomocy to powie. W końcu dojechaliśmy, zauważyłem, że w oknie pojawiła się Izzy.

-Cholera, Payne! Kolejna dziewczyna?!  


***

Powoli zaczynałam kojarzyć co się dzieje wokół mnie. Wokół panowała cisza. Przypomniałam sobie wszystko co się działo zanim straciłam przytomność i momentalnie otworzyłam oczy. Byłam sama, odpowiadało mi to, bo mogłam się spokojnie rozejrzeć. Siedziałam na jakimś krześle z przywiązanymi do niego kostkami, a nadgarstki były przywiązane z tyłu, za plecami. Znajdowałam się w jakimś magazynie, wszędzie walały się jakieś skrzynki, pudełka i narzędzia. Jedyne światło do pomieszczenia wpadało przez małe okienko. Nie miałam zegarka, ale przez wpadające światło strzelałam, że było koło południa. Czyli jeszcze kilka godzin. Niestety moja błoga samotność właśnie się skończyła. 

-W końcu się obudziłaś.- Donavan uśmiechnął się z jakimś zadowoleniem wymalowanym na twarzy. 

Nie odpowiedziałam, nie miałam nic mu do powiedzenia.

-Weszłaś nam ostatnio w drogę, nie może ci to ujść na sucho. Wiesz, straciłbym wtedy moją złą reputację.- znowu ten obrzydliwy uśmiech, widać rozśmieszył go własny żart.- Ale szkoda mi zabijać kogoś z tak ładną buźką. No i masz zadziorny charakter, nie boisz się. Mogłabyś nam się przydać. Więc masz wybór: możesz z nami zostać, będziesz dla nas pracować, nic ci się nie stanie, co więcej będziesz miała zapewnioną ochronę. Drugą opcję znasz. 

Dalej milczałam. Wiadomo musiałam wybrać życie. Nie zamierzałam nic dla nich robić, ale trzeba przetrwać.

-Jaką mogę mieć pewność, że mnie nie zabijesz, jak ci się znudzę i nie będę już potrzebna? Taka dziewczynka od brudnej roboty.

-Żadnej. Powinnaś się cieszyć, że w ogóle daje ci taką szansę, więc z łaski swojej doceń to.

Podszedł niebezpiecznie blisko, a jego ton się zmienił. Teraz się go bałam.

-Chcę żyć.

-Świetnie. Matt. Josh. - do środka weszło dwóch gości, którzy byli wtedy z nami na dworze.- Będziecie towarzyszyli naszej nowej wspólniczce, żeby nie zrobiła niczego głupiego, jak ucieczka na przykład. Na początek coś łatwego. Dostarczysz mi pewną paczkę spod tego adresu.

Dał mi karteczkę, na której była nazwa jakiejś ulicy i numer.

-Nie znam Londynu. To bez sensu. Nie możesz wysłać ich po to?

-Nie. Musisz poznać ten interes. Zawiozą cię we właściwe miejsce. Lepiej się zbierajcie.

***

Całe to zadanie było nudne i bez sensu, ale dało trochę czasu. Okazało się, że miejsce, do którego musimy dotrzeć znajdowało się po drugiej stronie miasta. Zanim wyruszyliśmy była już 15, a wróciliśmy dopiero po 21, bo moi cudowni ochroniarze musieli załatwić jeszcze jakieś swoje sprawy. Nie odstępowali mnie na krok, przez co nie było nawet mowy o ucieczce. Donavan wydawał się być zadowolony.

-Zrobiłam co kazałeś, mogę iść odpocząć?- trzęsło mną wewnętrznie, że muszę udawać i pytać o takie głupie rzeczy, tylko, żeby utrzymać pozory uległej. Miałam ochotę robić wszystko na przekór jemu, ale nie, teraz nie mogłam na to sobie pozwolić, muszę wytrzymać jeszcze trochę. Aby do 3, wtedy wszystko się zacznie. 

-Nie. Najpierw musimy sprawdzić co umiesz.- powiedział wychodząc na zewnątrz. Zacisnęłam zęby i poszłam za nim. Z tyłu za magazynem znajdowała się mała polanka, a wokół był las. Podeszliśmy do jednego z drzew, na których znajdowała się duża tarcza.- Spróbuj trafić w sam środek. 

Matt podał mi pistolet. Nigdy nie trzymałam broni w ręku. Zagryzłam wargę. 

-Nie próbuj.- mój kochany szef pokręcił głową wskazując na Matta i Josha, którzy stanęli w małej odległości trzymając broń w pogotowiu. 

Westchnęłam i przeładowałam broń jak to robią na filmach i wycelowałam w tarczę. Nie trafiłam nawet w drzewo. Nie jestem urodzonym mordercą. 

-Jeszcze raz. 

Strzał. Znowu nic. Kolejny. Tym razem tylko w drzewo. Nie starałam się jakoś specjalnie nie trafiać. Po prostu nigdy tego nie robiłam, to nie jest jakiś pieprzony film akcji, gdzie dziewczyna trzyma pierwszy raz broń w ręku i trafia w głowę przeciwnika. To prawdziwe życie. 

-Wystarczy. Teraz zobaczymy jak walczysz. 

Super. Przez następną godzinę musiałam unikać ciosów kolejnego z kumpli Donavana. Ten był najszczuplejszy z nich, najmniej napakowany, ale najbardziej zwinny. Nie starał się jakoś specjalnie zrobić mi krzywdę, nawet się nie męczył, ale ja już po 20 minutach złapałam zadyszkę, bo głównie przed nim uciekałam. On chyba naprawdę chce mnie przygotować do życia w całym tym syfie, który nazywają interesami. To chore. Później musiałam wysłuchać co robiłam źle i przez kolejną godzinę powtarzać ruchy tego typa. Przykładałam się, to akurat może mi się przydać. Gdy już padałam na twarz, Donavan zgodził się dać mi spokój i zaprowadził do małego pokoiku. Podobno mamy tu spędzić tydzień, później się przenosimy, tak mi powiedział. Gdy wyszedł usłyszałam jak zamyka drzwi na klucz. Cudownie. Rzuciłam się na łóżko ledwo żywa. Mimo wszystko pokój nie był obskurny, a obok niego znajdowała się mała łazienka, ale i tak nie miałam ochoty spędzić tu dużo czasu, najchętniej już bym uciekła. Mały zegarek wskazywał północ. Czyli jeszcze trzy godziny. Mogę jeszcze chwilę się przespać, oczy same mi się zamykały. Musiałam odpocząć, chociaż chwilę. Odpłynęłam, zanim zdążyłam pomyśleć o czymś jeszcze. 

5 komentarzy :

  1. Niech ją uratują <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuję, że nie uda im się jej odbić za pierwszym razem, ale to tylko moje przypuszczenia :D
    Pisz dalej =)
    @SomeoneStoleLov

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa co dalej! :3 czekam na kolejny rozdział :) @mroczek_ola

    Zapraszam na mojego bloga - http://theredroses-fanfiction.blogspot.com/?m=1&zx=67eb11dd882a7f7a

    OdpowiedzUsuń
  4. O jezusie, zajebiste to opowiadanie. Bardzo oryginalny pomysł i podoba mi się twój styl pisania, jest poprawnie czyli dobrze się to czyta.
    Ciekawe czy uda się ja uwolnić ? Hm hm hm zobaczymy. Czekam na następny rozdział i czy mogłabyś mnie informować ? Z góry dzięki :)
    A no i jeszcze jedno: przepraszam ze tak długo <3 /@Dupa_Horanaa

    OdpowiedzUsuń