Heej koty,
notka tym razem jest na początku, nie jak zwykle na końcu, ponieważ bardzo mi zależy, żeby KAŻDY JĄ PRZECZYTAŁ.
Więc po przeczytaniu waszych komentarzy no i po przemyśleniu tego wszystkiego co się działo ostatnio na blogu, stwierdziłam, że mam wymagam od was czytania i komentowania czegoś, czego sama bym nie chciała. Nie jestem zadowolona z ostatnich 3 rozdziałów, najchętniej usunęłabym je i napisała jeszcze raz, ale nie zrobię tego. Po prostu postaram się poprawić w kolejnych. Jak słusznie zauważyliście, rozdziały były krótsze i w sumie nic się w nich nie działo, dlatego postanowiłam wrócić do mojego dawnego jakby "systemu". No i prawidłowo jedna osoba zauważyła, że teraz nie sprawia mi to już tyle radości co na początku, wtedy to było oderwanie od rzeczywistości, kochałam to pisać, jakiś czas temu stało się to obowiązkiem, który stał się męczący i myślę, że przez to to opowiadanie zaczęło stawać się takie, jakie nigdy nie chciałam, żeby było. Co do ilości rozdziałów, to dlatego chciałam skończyć na 30, ponieważ powoli brakuje mi pomysłów, szczerze to jest i tak najdłuższa rzecz jaką napisałam (jestem raczej dobra w one-shotach). Tak czy inaczej chciała skończyć na tej liczbie, żeby nie pozostawiać tej historii nie dokończonej, zamierzałam napisać kontynuację, jeżeli wpadną mi do głowy nowe pomysły, jednak teraz nie bardzo wiem co zrobić. Pomyślę jeszcze nad tym, ale dziękuje za wasze komentarze, bo dzięki nim zrozumiałam swoje błędy, no i przepraszam, jeśli się zawiedliście na mnie. Znowu przypomniałam sobie dlaczego w ogóle stworzyłam tego bloga. Dziękuje, kocham was.
Lottie.
*Scarlette*
Przez ostatni czas nie działo się nic szczególnego, co tylko bardziej napawało mnie niepokojem. Bo przecież nie zapomnieli o nas, prawda? Oczywiście, że nie. Ktokolwiek to jest, ludzie tego typu nie odpuszczają. Zasada jest prosta: zabij zanim zostaniesz zabity. Dopiero niedawno do mnie to dotarło i przyznam, że przeraża mnie to. Nie chcę umrzeć, ale nie wiem czy byłabym w stanie zabić drugiego człowieka. Chyba nigdy nie zrozumiem jak chłopakom przychodzi to tak łatwo. Może przyzwyczajenie? A może umieją po prostu dobrze maskować emocje? Albo jedno i drugie. Nie tylko ja się obawiałam, że szykuje coś wielkiego, Liam stwierdził ostatnio, że musimy nauczyć się bronić, więc tym o to sposobem zyskałam kolejne zajęcie dodatkowe, jakbym miała ich za mało. Skoro już jesteśmy przy tym, to właśnie skończyłam ostatnie lekcje i zmierzałam w stronę wyjścia. Powoli miałam już dosyć tego wszystkiego i żałowałam, że wzięłam tyle na siebie, ale nie mogłam teraz zrezygnować i pokazać, że to mnie przerosło, bo to by była pewnego rodzaju przegrana, a ja nigdy nie przegrywam. Gdy w końcu byłam już na parkingu i prawie stałam przy samochodzie Liama, zauważyłam coś, co zatrzymało mnie automatycznie w miejscu.
Niedaleko mnie stał Ashton i obściskiwał się z jakąś dziewczyną. Niby normalna rzecz, można powiedzieć gdyby nie to, że tą dziewczyną była Anne. To dlatego wtedy przyciągnęła go ze sobą do nas? Dlatego tak go broniła? Serio nie mogła znaleźć sobie kogoś innego niż największego skurwiela w szkole? Nie wiedziała niby co zrobił mi i Iz, ani o tej ostatniej akcji. Pewnie uległa jego "urokowi" dokładnie tak jak my kiedyś. Więc czas jej wybić go z głowy.
Żwawym krokiem ruszyłam do samochodu Liama, który widać powoli się niecierpliwił, że stoję w miejscu i wpatruje się w jakiś punkt.
-Zawieź mnie do Isabelle- rzuciłam ze złości trzaskając drzwiami. Jak można mieć taki tupet, naprawdę myśli, że ot tak pozwolimy im ze sobą być, po tym wszystkim co zrobił?
-Co się stało?
- Wygląda na to, że nasz kochany Ashtonek uwiódł tym razem Anne. Nie puszczę mu tego tak łatwo. Tym razem przegiął.
Nie odzywaliśmy się przez resztę drogi, chciałam jak najszybciej spotkać się z Izzy i opowiedzieć jej o wszystkim.
-Zadzwoń po mnie później, nie chcę, żebyś sama wracała do domu.
-Jasne- odpowiedziałam i szybko pocałowałam go w policzek, po czym wręcz wybiegłam z samochodu. Zadzwoniłam dzwonkiem i nie czekając aż ktoś mi otworzy drzwi, sama zaprosiłam się do do środka. W końcu to dom siostry mojej mamy, ciocia była przyzwyczajona, że dużo czasu tu spędzam.
-Cześć ciociu, Isabelle jest u siebie?
-Tak, poczekaj, coś się stało?
-Nic ważnego, po prostu muszę się z nią zobaczyć- odpowiedziałam uśmiechając się uspokajająco. Gdyby tylko wiedziała ile się wydarzyło, pomyślałam biegnąc schodami na górę. Dostała by zawału tak samo jak moja mama, gdybyśmy im opowiedziały przez co przeszłyśmy. Jak na zawołanie zaczęła mnie mrowić skóra na lewym nadgarstku. Spojrzałam w to miejsce, gdzie znajdowała się blizna, którą musiałam codziennie zakrywać podkładem, aby nie wzbudzała podejrzeń i niepotrzebnych pytań.
Otrząsnęłam się z rozmyślań i bez pukania wparowałam do pokoju kuzynki.
-Nawet nie wyobrażasz sobie co zrobił tym razem!- rzuciłam na powitanie. Brunetka leżała na łóżku, a w dłoniach trzymała jakąś książkę, masa innych była porozrzucana wokół niej.
-O kogo ci chodzi?
-O tego idiotę! Widziałam Ashtona i Anne obmacujących się na parkingu przed szkołą! Wyobrażasz to sobie? Naprawdę uważa, że ujdzie mu to płazem, że nic z tym nie zrobimy? Jeszcze po tej ostatniej akcji! Albo nie ma mózgu, albo go nie używa.- opadłam na fotel stojący przy oknie, bo do tej pory krążyłam z nerwów po pokoju.
Isabelle siedziała nieruchomo z grobową wręcz miną. Czekałam tylko aż wybuchnie, to było nieuniknione, zupełnie jak w moim przypadku. Czasami zastanawiałam się skąd u nas takie podobieństwo. Zupełnie inny wygląd, prawie takie same charaktery. Zupełnie jakby była moją bliźniaczką, ale duchowo. Z moich rozmyślań wyrwały mnie poduszki, które nagle zaczęły latać po pokoju. Mimo wszystko nie mogłam powstrzymać uśmiechu pod nosem, znałam ją tak bardzo jak siebie samą.
-Rzucanie przedmiotami nie pomoże.
-Ale wyładuje chwilową złość i wystarczy, dopóki nie dopadnę jego. Co mu powiemy?
-Że jeśli jej nie zostawi to opowiemy Anne co chciał mi zrobić- odpowiedziałam od razu, bo już podczas drogi tutaj się nad tym zastanawiałam.
-Nie chciałaś, żeby ktoś jeszcze się dowiedział...
-To jest tego warte. Nie chcę, żeby ją też wykorzystał.
-Wiesz, że może nam nie uwierzyć, zależy jak bardzo zdążył ją już omamić.
-Nikt mnie nie omamił.
Zamarłyśmy obie na dźwięk głosu Anne, która niespodziewanie pojawiła się w pokoju. Weszła do środka zamykając drzwi i spojrzała na nas obie z drwiną i wyższością w oczach. Do tej pory nawet nie myślałam, że nasza spokojna i cicha kuzynka może spojrzeć na kogoś w ten sposób. Otrząsnęłam się dopiero po dłuższej chwili i zaczęłam próbować pookładać jej na nowo w głowie.
-Nie wiesz jaki jest naprawdę, nie jest tym za kogo go uważasz...
-Bo ty wiesz, prawda? W sumie obie wiecie, nie Isabelle?- przerwała mi i uśmiechnęła się szyderczo. Wodziła wzrokiem od jednej do drugiej, po krótkiej chwili napięcia ponownie zabierając głos- Powinnyście obie go dobrze poznać, gdy z nim chodziłyście jednocześnie. Jesteście takie głupie, jak mogłyście się nie zorientować.
Zatkało mnie. Powiedział jej? Uważała teraz, że ma nad nami przewagę. W sumie ją miała. W tamtym momencie nie byłam w stanie wymyślić nic konkretnego, żeby ją przebić i zmusić do przemyślenia tego wszystkiego.
-Więc skoro wiesz o tym, to czemu jeszcze z nim jesteś? Chwalił ci się jak nas wykorzystał, więc skąd wiesz, że nie robi również teraz tego z tobą? Może właśnie spędza sobie czas z inną dziewczyną?
-Nie jestem tak głupia jak wy. Nie zgadzam się na wszystko o co prosi, dokładnie jak to obie zrobiłyście. Naprawdę nie mogę wyobrazić sobie co wtedy myślałyście. A teraz wmawiacie mi, że jestem przez niego omamiona, na szczęście jestem mądrzejsza od was- w czasie swojego monologu przenosiła wzrok to ze mnie, to na Isabelle, żeby zobaczyć jak zareagujemy na jej słowa. Gdyby wypowiedział je kto inny, spłynęłoby to po mnie. Jednak to była moja kuzynka, osoba, na którą zawsze mogłam liczyć, gdy miałam problem, mogłam z nią o tym pogadać, nigdy mnie nie zawiodła. Jasne różniłyśmy się dlatego nie miałam z nią aż tak dobrego kontaktu jak z Iz, jednak nigdy tak ze mną nie rozmawiała. Isabelle była jeszcze w większym szoku, w końcu to jej siostra bliźniaczka.- Oh, takiej reakcji oczekiwałam! Dużo się teraz zmieni. Radzę nie wpieprzać się w mój związek, inaczej rozwalę również wasze. Policja na pewno będzie zaciekawiona historią niejakiego Donavana.
Jeśli do tej pory byłam zszokowana, to teraz siedziałam jak sparaliżowana. Nie mogłam ruszyć choćby placem.
-Wiem dużo więcej niż wam się wydaje- puściła nam z ironią oczko i uśmiechając się z samozadowoleniem wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
No i przyszła burza, której tak się wszyscy baliśmy, tylko dlaczego akurat w takiej postaci?