piątek, 22 sierpnia 2014

Nowy blog

Witam kochani, nawet nie wiecie jak się za wami stęskniłam! Staliście się dla mnie jak nowa rodzina, naprawdę. 

Ale teraz do rzeczy. Tak jak obiecałam pojawiam się z nową propozycją opowiadania. Jeśli ktoś z was chce dalej czytać to nad czym pracuję i wspierać mnie w tym zapraszam tutaj: 



Tematyka troszkę inna, ale mam nadzieję, że wam się spodoba, kocham was.
Lottie.

czwartek, 20 marca 2014

Epilog

*Scarlette*

-Rozumiesz? Ona wie! Nie mogę w to uwierzyć, że Ashton jej o wszystkim powiedział!- chodziłam od ściany do okna i tak cały czas, nie mogłam przestać. Złość rozsadzała mnie od środka nie pozwalając usiedzieć na miejscu. 

-Spokojnie, nie jesteśmy pewni ile wie, może po prostu zna kilka faktów i wykorzystała to, żeby was zaszokować- Liam siedział spokojnie na moim łóżku i naprawdę nie mogłam pojąć jakim cudem zachowuje opanowanie.- Może daj mi z nią porozmawiać? Myślę, że lepiej sobie poradzę. 

Przysiadłam obok niego i zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Ja i Iz już raz próbowałyśmy i tylko pogorszyłyśmy sprawę. Liam był zawsze opanowany i wiedział co powiedzieć w danym momencie, ja byłam po prostu zbyt porywcza, w każdej sytuacji. Westchnęłam i odwróciłam głowę do bruneta. 

-To chyba najlepsze wyjście- położyłam się na plecach z głową opartą na kolanach mojego chłopaka.- Cieszę się, że cię mam. Nie żałuje niczego co się wydarzyło. 

Chłopak nie odpowiedział tylko pocałował mnie. Tym razem powoli, jakby słowami nie mógł wyrazić tego co czuje, a to był jedyny sposób na to. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie starając się przekazać jeszcze więcej uczuć, jeżeli to w ogóle możliwe. Nie chciałam przerywać tej chwili, była idealna, mogłabym tak trwać w nieskończoność i wraz by mi się to nie znudziło. Poczułam jak Liam uśmiecha się i chwilę później odsunął się ode mnie na kilka centymetrów. 

-Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. 

Poczułam ciepło rozprzestrzeniające się wewnątrz mojego ciała. Wtedy zdecydowanie czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. 

-Kocham cię.- wypowiedziałam to odruchowo, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Ciekawa reakcji Liama spojrzałam na jego twarz. Patrzył na mnie z uśmiechem i czymś jeszcze w oczach, czego nie widziałam gdy tylko go poznałam.

-Ja ciebie bardziej, jesteś moją siłą.

*Liam*

Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo szare było moje życie do tej pory. Dzisiejszy dzień zdecydowanie był najlepszym jaki przeżyłem. Scarlette była dla mnie wszystkim, całym światem, nie mógłbym jej nigdy skrzywdzić. Uśmiechnąłem się przypominając sobie nasze spotkanie sprzed dwóch godzin. Tak, kochałem ją. 
Niestety teraz musiałem załatwić mniej przyjemną sprawę. 
Rozmowa z Anne. 
Mówiąc prawdę, byłem bardzo zdenerwowany tym ile wie. Trzeba było dowiedzieć się co jeszcze i czy uda się jakoś zmusić ją do milczenia. Przyznam, że to bardzo komplikowało sprawy. Normalnie można by było taką osobę zlikwidować i po kłopocie, ale teraz jest inaczej. To bliska osoba Scarlette i Isabelle. Zatrzymałem się przed szkołą dziewczyn czekając na Anne, wiedziałem, że za chwile kończy zajęcia dodatkowe. Na szczęście pojawiła się już po chwili, zaczynałem się denerwować coraz bardziej. Podjechałem do niej i otworzyłem okno. 

-Podwieźć cię? Chciałbym porozmawiać. 

-Chyba nawet wiem o czym.- rzuciła z uśmiechem przepełnionym jadem. Jakim cudem mogła być siostrą Izzy? Usiadła na miejscu pasażera zatrzaskując drzwi.- Zaczynaj wykład. A może oszczędzę ci głupich pytań? Tak wiem o Donavanie, tak wiem wszystko o Ashtonie i nie tylko o nim. Wiem dużo więcej o osobach wyżej postawionych. Właściwie mam dojścia tam, gdzie ty ich nie masz. 

Zahamowałem gwałtownie i zjechałem na pobocze. 

-O czym ty mówisz? Jesteś za młoda, żeby być aż tak wysoko postawioną. Znałbym cię gdybyś długo w tym siedziała. 

-W sumie mogę ci powiedzieć wszystko, bo i tak za niedługo cię tu nie będzie. Widzisz dlatego chodziłam z Ashtonem, żeby mi pomógł się wkręcić, już dawno wiedziałam, że to co robi nie jest do końca legalne, więc zainteresowałam się tym. Miałam na niego kilka haków, więc musiał mi pomóc. Nie jest mi już potrzebny, więc się go pozbyłam. 

-Co masz na myśli? 

-To, że właśnie jeden z moich przyjaciół pozoruje jego samobójstwo - powiedziała wywracając oczami.- Powinieneś się cieszyć, że ktoś dał nauczkę typowi, który chciał zgwałcić twoją dziewczynę. 

To był on?! Uderzyłem pięścią w kierownice. 

-Zabawne jest to jak się denerwujesz. To teraz dalej. To mój teren i nie chcę, żebyś tu się kręcił, denerwujesz mnie. Więc w zamian za załatwienie tego idioty mógłbyś wrócić do Londynu. 

Po pierwotnym szoku wróciła mi już pewność siebie. Zaśmiałem się odwracając do niej głowę. 

-Jesteś zbyt pewna siebie. Pamiętaj, że siedzę w tym dłużej niż ty, dziewczynko. Zachłysnęłaś się naszym światem i myślisz, że jesteś niepokonana, ale tak nie jest. Wystarczy, że za bardzo mnie zdenerwujesz i jutro się już nie obudzisz. 

-A co powiesz mojej siostrzyczce i kuzyneczce? 

-Nie będą za tobą tęsknić. 

-Nie bądź taki pewny. Scarlette ma miękkie serce, więc w życiu ci nie wybaczy, znienawidzi cię. Chcesz tego? 

-Nie wyjadę, nie zostawię jej. 

-No to umówimy się tak. Jeśli nie wyjedziesz to wasze dziewczynki ucierpią, ale jeżeli wrócisz do swojego miasta to zapewnię im bezpieczeństwo. Przemyśl to.

Wyszła trzaskając drzwiami.

Nie wiem jak dotarłem do domu nie powodując żadnego wypadku. Opowiedziałem o wszystkim Niallowi i zareagował podobnie. Rozmawialiśmy do czwartej nad ranem. Bywało, że po prostu siedzieliśmy zamyśleni, a czasami kłóciliśmy się co będzie najlepszym wyjściem. Ostatecznie zgodziliśmy się co powinniśmy zrobić.

-Louis przyjedź jak najszybciej. Musimy coś załatwić.

*

Czekałem na Scarlette nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie wiedziałem jak powiedzieć jej to co zamierzałem, ale musiałem. Niall siedział obok z grobową miną. Z zamyśleń wyrwał nas dzwonek. Otworzyłem drzwi id razu uśmiechając się na widok Scarlette. Przytuliłem ją mocno.

-Skończcie, mieliśmy obejrzeć jakiś film, a nie się obściskiwać. 

Roześmiani ruszyliśmy do salonu, gdzie dalej siedział Niall, jednak już z normalniejszym wyrazem twarzy, nie aż tak nieobecnym. 

-Nie oglądamy żadnych komedii romantycznych- rzucił blondyn od razu gdy jego dziewczyna podeszła do naszej kolekcji filmowej. 

-Powiedziałeś mi, że mnie kochasz, więc powinieneś to dla mnie znieść.

-A jednak udało się wam. Liam, Niall jestem pełen podziwy- do pomieszczenia wszedł Louis i zaczął zgodnie z planem. Przybrałem złośliwy uśmiech, chociaż kosztowało mnie to tyle wysiłku. 

-Mówiłem ci, że rozkocham ja w sobie w mniej niż 2 miesiące- rzuciłem z miną największego palanta. 

-Myślałem, że Isabelle będzie większym wyzwaniem, w sumie to nawet nie miałem przy tym aż tak dużej frajdy jak na początku myślałem- Niall rozłożył się na kanapie starając się jak najlepiej grać swoją rolę, wychodziło mu to perfekcyjnie, prawie sam się nabrałem.

-Liam, o czym wy mówicie?- Scarlette patrzyła na mnie z zagubieniem w oczach.

-Słońce, to jest bardzo proste. Założyłem się z nimi dwoma, że nie uda im się was w sobie rozkochać w krócej niż trzy miesiące, a tu już po niecałych dwóch wyznałyście im miłość. To zabawne, że pomyślałyście, że zostawili by braci i dla was przeprowadzili się do innego miasta, zostawiając swoje sprawy. 

-To prawda? 

-W dużym skrócie. To śmieszne, bo nawet ja nie wierzyłem, że uda mi się tak szybko- zaśmiałem się lekko. 

-Pamiętaj, że wyprzedziłem cię o dwa dni.- Niall poklepał mnie po ramieniu uśmiechając się z wyższością. Idealny teatrzyk. 

-Skończ. Gratulujcie sobie jak już nas nie będzie w pobliżu!

-Mam nadzieję, że widzę was ostatni raz- rzuciła Scarlette wychodząc za swoją kuzynką. 

Opadłem na kanapę jakby ktoś ze mnie spuścił całe powietrze. 

-Dobrze wam poszło. Teraz będą mogły żyć jak dawniej, tak będzie lepiej. Zbierajcie się, mamy samolot za dwie godziny. 

Podszedłem do okna i schowałem twarz w dłoniach. Cierpienie w oczach Scarlette zabolało mnie bardziej niż wszystkie rany cielesne jakie w życiu miałem. Usłyszałem kiedyś, że kochać to niszczyć, a być kochanym to być zniszczonym.
Teraz zrozumiałem sens tych słów. 
Byłem całkowicie martwy wewnętrznie. 

***

Dzień dobry kochani <3 
Na samym początku nie, nie pomyliliście się, to jest naprawdę epilog. Jest kilka powodów dlaczego postawiłam zakończyć to opowiadanie:
- powoli kończą mi się już ciekawe pomysły na kontynuację;
-nie chcę, żeby ten blog się stoczył i wtedy go kończyć, gdy już nikt nie będzie go czytał;
-mam mniej czasu, dlatego też nie dodałam tydzień temu rozdziału.

To tak z grubsza. Teraz podziękowania.
Na początku dziękuje mojej siostrze, która namówiła mnie do rozpoczęcia pisania tej historii i wspierała przy każdym rozdziale. To było naprawdę niezwykłe przeżycie. 
Dziękuje również każdej osobie, która doszła aż do tego momentu. Nawet nie wyobrażacie sobie jaka to radość gdy wodzę na bloggera i widzę tyle wejść, a jeszcze większa gdy zwiększała się liczba komentarzy. To naprawdę cudowne! Kolejnym powodem do radości było gdy ktoś pytał pytał o kolejny rozdział, dziękuje <3 

Jeżeli ktoś chce się ze mną skontaktować to piszcie do mnie na tt: @LiamHero_171 lub tutaj, w komentarzach, dalej zamierzam tu wchodzić i bardzo chętnie odpowiem na pytania. 

Na zakończenie chciałabym mieć do was prośbę: bardzo byłabym wdzięczna gdyby każdy kto przeczyta ten epilog zostawił po sobie komentarz, wtedy wiedziałabym ile osób dotrwało do końca. 

Jeszcze raz serdecznie dziękuje, że mogłam te ostatnie pół roku spędzić z wami, daliście mi tyle radości tym jak mnie wspieraliście, nigdy tego nie zapomnę. 
Kocham was wszystkich, moje wspaniałe skarby. 
Lottie. <3 <3 <3

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 23

Heej koty,
 notka tym razem jest na początku, nie jak zwykle na końcu, ponieważ bardzo mi zależy, żeby KAŻDY JĄ PRZECZYTAŁ. 
Więc po przeczytaniu waszych komentarzy no i po przemyśleniu tego wszystkiego co się działo ostatnio na blogu, stwierdziłam, że mam wymagam od was czytania i komentowania czegoś, czego sama bym nie chciała. Nie jestem zadowolona z ostatnich 3 rozdziałów, najchętniej usunęłabym je i napisała jeszcze raz, ale nie zrobię tego. Po prostu postaram się poprawić w kolejnych. Jak słusznie zauważyliście, rozdziały były krótsze i w sumie nic się w nich nie działo, dlatego postanowiłam wrócić do mojego dawnego jakby "systemu". No i prawidłowo jedna osoba zauważyła, że teraz nie sprawia mi to już tyle radości co na początku, wtedy to było oderwanie od rzeczywistości, kochałam to pisać, jakiś czas temu stało się to obowiązkiem, który stał się męczący i myślę, że przez to to opowiadanie zaczęło stawać się takie, jakie nigdy nie chciałam, żeby było. Co do ilości rozdziałów, to dlatego chciałam skończyć na 30, ponieważ powoli brakuje mi pomysłów, szczerze to jest i tak najdłuższa rzecz jaką napisałam (jestem raczej dobra w one-shotach). Tak czy inaczej chciała skończyć na tej liczbie, żeby nie pozostawiać tej historii nie dokończonej, zamierzałam napisać kontynuację, jeżeli wpadną mi do głowy nowe pomysły, jednak teraz nie bardzo wiem co zrobić. Pomyślę jeszcze nad tym, ale dziękuje za wasze komentarze, bo dzięki nim zrozumiałam swoje błędy, no i przepraszam, jeśli się zawiedliście na mnie. Znowu przypomniałam sobie dlaczego w ogóle stworzyłam tego bloga. Dziękuje, kocham was.

Lottie.


*Scarlette*

Przez ostatni czas nie działo się nic szczególnego, co tylko bardziej napawało mnie niepokojem. Bo przecież nie zapomnieli o nas, prawda? Oczywiście, że nie. Ktokolwiek to jest, ludzie tego typu nie odpuszczają. Zasada jest prosta: zabij zanim zostaniesz zabity. Dopiero niedawno do mnie to dotarło i przyznam, że przeraża mnie to. Nie chcę umrzeć, ale nie wiem czy byłabym w stanie zabić drugiego człowieka. Chyba nigdy nie zrozumiem jak chłopakom przychodzi to tak łatwo. Może przyzwyczajenie? A może umieją po prostu dobrze maskować emocje? Albo jedno i drugie. Nie tylko ja się obawiałam, że szykuje coś wielkiego, Liam stwierdził ostatnio, że musimy nauczyć się bronić, więc tym o to sposobem zyskałam kolejne zajęcie dodatkowe, jakbym miała ich za mało. Skoro już jesteśmy przy tym, to właśnie skończyłam ostatnie lekcje i zmierzałam w stronę wyjścia. Powoli miałam już dosyć tego wszystkiego i żałowałam, że wzięłam tyle na siebie, ale nie mogłam teraz zrezygnować i pokazać, że to mnie przerosło, bo to by była pewnego rodzaju przegrana, a ja nigdy nie przegrywam. Gdy w końcu byłam już na parkingu i prawie stałam przy samochodzie Liama, zauważyłam coś, co zatrzymało mnie automatycznie w miejscu. 
Niedaleko mnie stał Ashton i obściskiwał się z jakąś dziewczyną. Niby normalna rzecz, można powiedzieć gdyby nie to, że tą dziewczyną była Anne. To dlatego wtedy przyciągnęła go ze sobą do nas? Dlatego tak go broniła? Serio nie mogła znaleźć sobie kogoś innego niż największego skurwiela w szkole? Nie wiedziała niby co zrobił mi i Iz, ani o tej ostatniej akcji. Pewnie uległa jego "urokowi" dokładnie tak jak my kiedyś. Więc czas jej wybić go z głowy. 
Żwawym krokiem ruszyłam do samochodu Liama, który widać powoli się niecierpliwił, że stoję w miejscu i wpatruje się w jakiś punkt.

-Zawieź mnie do Isabelle- rzuciłam ze złości trzaskając drzwiami. Jak można mieć taki tupet, naprawdę myśli, że ot tak pozwolimy im ze sobą być, po tym wszystkim co zrobił? 

-Co się stało?

- Wygląda na to, że nasz kochany Ashtonek uwiódł tym razem Anne. Nie puszczę mu tego tak łatwo. Tym razem przegiął. 

Nie odzywaliśmy się przez resztę drogi, chciałam jak najszybciej spotkać się z Izzy i opowiedzieć jej o wszystkim. 

-Zadzwoń po mnie później, nie chcę, żebyś sama wracała do domu.

-Jasne- odpowiedziałam i szybko pocałowałam go w policzek, po czym wręcz wybiegłam z samochodu. Zadzwoniłam dzwonkiem i nie czekając aż ktoś mi otworzy drzwi, sama zaprosiłam się do do środka. W końcu to dom siostry mojej mamy, ciocia była przyzwyczajona, że dużo czasu tu spędzam. 

-Cześć ciociu, Isabelle jest u siebie? 

-Tak, poczekaj, coś się stało? 

-Nic ważnego, po prostu muszę się z nią zobaczyć- odpowiedziałam uśmiechając się uspokajająco. Gdyby tylko wiedziała ile się wydarzyło, pomyślałam biegnąc schodami na górę. Dostała by zawału tak samo jak moja mama, gdybyśmy im opowiedziały przez co przeszłyśmy. Jak na zawołanie zaczęła mnie mrowić skóra na lewym nadgarstku. Spojrzałam w to miejsce, gdzie znajdowała się blizna, którą musiałam codziennie zakrywać podkładem, aby nie wzbudzała podejrzeń i niepotrzebnych pytań. 
Otrząsnęłam się z rozmyślań i bez pukania wparowałam do pokoju kuzynki. 

-Nawet nie wyobrażasz sobie co zrobił tym razem!- rzuciłam na powitanie. Brunetka leżała na łóżku, a w dłoniach trzymała jakąś książkę, masa innych była porozrzucana wokół niej. 

-O kogo ci chodzi? 

-O tego idiotę! Widziałam Ashtona i Anne obmacujących się na parkingu przed szkołą! Wyobrażasz to sobie? Naprawdę uważa, że ujdzie mu to płazem, że nic z tym nie zrobimy? Jeszcze po tej ostatniej akcji! Albo nie ma mózgu, albo go nie używa.- opadłam na fotel stojący przy oknie, bo do tej pory krążyłam z nerwów po pokoju. 

Isabelle siedziała nieruchomo z grobową wręcz miną. Czekałam tylko aż wybuchnie, to było nieuniknione, zupełnie jak w moim przypadku. Czasami zastanawiałam się skąd u nas takie podobieństwo. Zupełnie inny wygląd, prawie takie same charaktery. Zupełnie jakby była moją bliźniaczką, ale duchowo. Z moich rozmyślań wyrwały mnie poduszki, które nagle zaczęły latać po pokoju. Mimo wszystko nie mogłam powstrzymać uśmiechu pod nosem, znałam ją tak bardzo jak siebie samą. 

-Rzucanie przedmiotami nie pomoże. 

-Ale wyładuje chwilową złość i wystarczy, dopóki nie dopadnę jego. Co mu powiemy? 

-Że jeśli jej nie zostawi to opowiemy Anne co chciał mi zrobić- odpowiedziałam od razu, bo już podczas drogi tutaj się nad tym zastanawiałam. 

-Nie chciałaś, żeby ktoś jeszcze się dowiedział...   

-To jest tego warte. Nie chcę, żeby ją też wykorzystał. 

-Wiesz, że może nam nie uwierzyć, zależy jak bardzo zdążył ją już omamić.

-Nikt mnie nie omamił. 

Zamarłyśmy obie na dźwięk głosu Anne, która niespodziewanie pojawiła się w pokoju. Weszła do środka zamykając drzwi i spojrzała na nas obie z drwiną i wyższością w oczach. Do tej pory nawet nie myślałam, że nasza spokojna i cicha kuzynka może spojrzeć na kogoś w ten sposób. Otrząsnęłam się dopiero po dłuższej chwili i zaczęłam próbować pookładać jej na nowo w głowie. 

-Nie wiesz jaki jest naprawdę, nie jest tym za kogo go uważasz...

-Bo ty wiesz, prawda? W sumie obie wiecie, nie Isabelle?- przerwała mi i uśmiechnęła się szyderczo. Wodziła wzrokiem od jednej do drugiej, po krótkiej chwili napięcia ponownie zabierając głos- Powinnyście obie go dobrze poznać, gdy z nim chodziłyście jednocześnie. Jesteście takie głupie, jak mogłyście się nie zorientować.  

Zatkało mnie. Powiedział jej? Uważała teraz, że ma nad nami przewagę. W sumie ją miała. W tamtym momencie nie byłam w stanie wymyślić nic konkretnego, żeby ją przebić i zmusić do przemyślenia tego wszystkiego. 

-Więc skoro wiesz o tym, to czemu jeszcze z nim jesteś? Chwalił ci się jak nas wykorzystał, więc skąd wiesz, że nie robi również teraz tego z tobą? Może właśnie spędza sobie czas z inną dziewczyną? 

-Nie jestem tak głupia jak wy. Nie zgadzam się na wszystko o co prosi, dokładnie jak to obie zrobiłyście. Naprawdę nie mogę wyobrazić sobie co wtedy myślałyście. A teraz wmawiacie mi, że jestem przez niego omamiona, na szczęście jestem mądrzejsza od was- w czasie swojego monologu przenosiła wzrok to ze mnie, to na Isabelle, żeby zobaczyć jak zareagujemy na jej słowa. Gdyby wypowiedział je kto inny, spłynęłoby to po mnie. Jednak to była moja kuzynka, osoba, na którą zawsze mogłam liczyć, gdy miałam problem, mogłam z nią o tym pogadać, nigdy mnie nie zawiodła. Jasne różniłyśmy się dlatego nie miałam z nią aż tak dobrego kontaktu jak z Iz, jednak nigdy tak ze mną nie rozmawiała. Isabelle była jeszcze w większym szoku, w końcu to jej siostra bliźniaczka.- Oh, takiej reakcji oczekiwałam! Dużo się teraz zmieni. Radzę nie wpieprzać się w mój związek, inaczej rozwalę również wasze. Policja na pewno będzie zaciekawiona historią niejakiego Donavana. 

Jeśli do tej pory byłam zszokowana, to teraz siedziałam jak sparaliżowana. Nie mogłam ruszyć choćby placem. 

-Wiem dużo więcej niż wam się wydaje- puściła nam z ironią oczko i uśmiechając się z samozadowoleniem wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. 

No i przyszła burza, której tak się wszyscy baliśmy, tylko dlaczego akurat w takiej postaci?     

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 22

*Isabelle*

Ostatnie dni mijały mi bardzo szybko. Nie dość, że byłam w klasie maturalnej to każdą wolną chwilę spędzałam z Niallem. Nie okłamał mnie- mieliśmy naprawdę dużo czasu na poznanie się. A co za tym szło? Przede wszystkim to, że im lepiej go poznawałam, tym bardziej mi się podobał. Nie mówię, że był najsłodszym chłopakiem na świecie, bo nie był. Bywał zaborczy, ale zaraz starał się opamiętać, walczył ze swoją naturą, ale tylko w stosunku do mnie, dla inny był taki jak zawsze, albo i groźniejszy. Czułam się... Wyjątkowa? Może i tak. Na początku bałam się czy nie będzie niebezpieczny również dla mnie, ale teraz jestem spokojna. Dobrze wie, że gdyby mnie uderzył to byłby koniec. 
Na szczęście przez ostatnich kilka tygodni nic podejrzanego się nie działo. Zupełnie jakby wszystko było w normie. Martwiłam się, że to cisza przed burzą, zupełnie jakby nasz prześladowca szykował coś wielkiego i chciał uśpić naszą czujność. Coraz bardziej się bałam, bo ten spokój nie zwiastował niczego dobrego. Starałam się o tym jak najmniej myśleć i żyć chwilą na tyle, na ile to możliwe. Nawiązując do tego, właśnie prawie biegłam na spotkanie z blondynem, bo jak zwykle byłam spóźniona. Obiecał, że pokaże mi coś fajnego, szczerze trochę mnie przerażało to, co dla niego może być "fajne". 

*

-Możesz mi z łaski swojej powiedzieć gdzie jedziemy? 

-Nie. Po prostu poczekaj chwilę. 

-Mam inne wyjście? 

Jechaliśmy już dobre 30 minut i powoli zaczynałam się nudzić. Na szczęście w końcu zajechaliśmy na jakiś wielki parking. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam sporą halę, a na niej plakat zapowiadający walkę. No nie wierzę. Serio Niall zabrał mnie na tak jakby randkę, na jakąś galę boksu czy co to było?

-Niall, miałeś kiedyś dziewczynę?

-Oczywiście, co to za pytanie. 

-Bo zastanawiam się gdzie ją zabierałeś na randki, że się zgodziła  tobą chodzić, jeśli mnie zabierasz tutaj- wskazałam ręką na gmach przed nami. Myślałam, że go tym rozzłoszczę, ale ten zaczął się tylko śmiać. 

-Gdyby to była randka nie zabrałabym cię tu dzisiaj. 

-Matko, w co ja się pakuję?- mruknęłam pod nosem. 

-Nie narzekaj, potrafię być najlepszym chłopakiem pod słońcem.

Oh świetnie i jeszcze ma wyostrzony słuch. 

*

Jeśli mam być szczera to były najnudniejsze dwie godziny w moim życiu. Nie lubię takich rzeczy i nie miałam zamiaru udawać, że mi się podobało. 

-Musisz mi jakoś zrekompensować ten czas, w którym się tak wynudziłam- stwierdziłam gdy już siedzieliśmy w samochodzie. 

-Nie znasz się. To był klasyk. 

-Mam wystarczająco dużo przemocy w moim życiu, nie potrzebuję oglądać jej jeszcze na ringu. 

-Dobra, kolejne nasze spotkanie będzie tak słodkie, że aż będziesz rzygać tą słodyczą. 

-Nie wierzę, że to zrobisz. Musiałbyś działać wbrew sobie- zaśmiałam się wyobrażając to sobie. 

-Zobaczysz- odrzucił z tym swoim uśmiechem, który nie zapowiadał nic dobrego. 

Resztę drogi do mojego domu spędziliśmy w ciszy. Chłopak wydawał się być pogrążony w swoich myślach, a ja nie chciałam mu tego przerywać, więc wsłuchałam się w piosenkę, która akurat leciała w radiu i tak minęła mi droga. 

-To w takim razie do jutra?- zapytałam gdy Niall zajechał na podjazd. 

-Tak, ale poczekaj jeszcze chwilę- cofnęłam rękę, która leżała już na klamce i spojrzałam na chłopaka z wyczekiwaniem. Co jeszcze miał mi do powiedzenia?- Chodzi o to, że wiesz o mnie prawie wszystko. Lepiej już mnie nie poznasz, a chcę wiedzieć na czym stoję, bo podobasz mi się. Nie wiem czy to odpowiedni moment, ale nie obchodzi mnie to, nie lubię niepewności. Wiesz dobrze co się wiąże z tym, jeśli się zgodzisz, nie jesteś dzieckiem.

-Czyli jesteśmy parą- rzuciłam z pewnością i lekkim uśmiechem. Szczerze mówiąc już dawno się zdecydowałam, ale nie chciałam zaczynać tego tematu. Zauważyłam, że z Nialla jakby zeszło napięcie i odwzajemnił uśmiech. Ten Niall się czymś stresował? Nie wierzę. 

-Dobrze, bo mam coś dla ciebie, a nie chcę tego zwracać- wyciągnął z kieszeni kurtki małe pudełeczko i wręczył mi je. 

Siedziałam chwilę jak sparaliżowana, ale zaraz się ogarnęłam i otworzyłam je. W środku była cienka srebrna bransoletka i zawieszką "Isabelle". Na pewno nie była tania. I na pewno nie można jej było dostać od ręki. Musiał mieć z tym trochę zachodu, naprawdę się wysilił. 

-Mówiłem, że mogę być najlepszym chłopakiem na świecie- wydawał się być zadowolony z mojej reakcji, no i dumny sam z siebie. 

Nic nie mówiąc przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Wyczułam, że się uśmiecha, więc pogłębiłam pocałunek i wplotłam dłonie w jego włosy. Nie całowaliśmy się od tamtego pierwszego razu, gdy poszliśmy na spacer, ale teraz było zdecydowanie lepiej. Nie umiem określić czemu, ale po prostu było. Czułam jakieś wewnętrzne szczęście. Jednak nie bardzo chciałam, żeby ktoś z domowników nas zobaczył. Chyba jeszcze nie są gotowi, żeby poznać Nialla. Oderwałam się od niego i odsunęłam, ale tylko na kilka centymetrów. 

-Teraz jesteś najlepszym chłopakiem na świecie. 

Roześmiał się i przyciągnął mnie z powrotem do siebie. 

***

Ok, no to jest nowy rozdział, z którego nie jestem do końca zadowolona, ale poddaję go waszej ocenie. Nooo i nie wiem co się dzieje, ale jest mniej czytelników, a jeszcze mniej komentarzy, więc tak jak wcześniej wspominałam będzie 30 rozdziałów i epilog. To chyba tyle, do następnego kochani,
xx Lottie.

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 21

*Scarlette*

Nie wiedziałam co mam zrobić, a musiałam działać szybko. Bałam się, że posunie się za daleko. Bałam się, że to zmieni mnie na zawsze. Nawet jakbym zaczęła krzyczeć to z tej bramy nikt mnie nie usłyszy. Przyszedł mi do głowy tylko jeden pomysł, ale na samą myśl zaczynało mnie mdlić. Jednak czy miałam inne wyjście? Nie. Czas przestać być dzieckiem. 
Do tej pory walczyłam z Ashtonem i starałam się uciec od jego pocałunków, teraz przestałam się wiercić i po prostu stałam nieruchomo, co od razu wykorzystał. Zaczął być bardziej natarczywy i wtargnął językiem do moich ust. Hamując odruchy wymiotne zaczęłam oddawać jego pocałunki. Czułam jego zaskoczenie i rosnącą ekscytację. Teraz albo nigdy. Z całej siły ugryzłam go w dolną wargę, wykorzystując chwilę nieuwagi odepchnęłam go od siebie i zaczęłam biec tak szybko jak tylko umiałam. Byłam bardzo blisko mieszkania chłopaków, już je widziałam. Jednocześnie czułam obecność mojego byłego chłopaka za sobą. Przyspieszyłam jeszcze bardziej i już byłam w odpowiednim budynku. Jak na złość chłopcy mieszkali na samej górze. Nie mogłam czekać na windę, więc zaczęłam biec po schodach. Podobno pod wpływem adrenaliny jesteśmy w stanie zrobić rzeczy, których nie moglibyśmy bez niej. Chyba coś w tym jest, bo normalnie już dawno leżałabym nieżywa z wysiłku. Ostatnie piętro, już byłam na miejscu. Złapałam za klamkę, na moje szczęście Niall i Liam nie zamykali mieszkania, gdy w nim byli. Wpadłam do środka i zatrzasnęłam za sobą drzwi szybko je zamykając na klucz. 
Osunęłam się po ścianie i poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Udało się. Nie dobijał się do drzwi, pewnie domyślił się kto tu mieszka, nie jest głupi. 

-Co się stało? 

Spojrzałam tępo na Liama, który prawie natychmiast pojawił się przy mnie. Gdy zobaczyłam troskę na jego twarzy poczułam się jeszcze gorzej, zupełnie jakbym tam w bramie go zdradziła. To wszystko sprawiło, że łzy zaczęły spływać jeszcze szybciej. 

-Przepraszam. Nie chciałam tego. Nie miałam innego wyjścia. Inaczej zrobiłby to. Nikt by go nie zatrzymał. Przepraszam. Nie chciałam. W życiu bym ci tego nie zrobiła. Przepraszam. Nie złość się. Proszę- wiedziałam, że mówię bez sensu, ale musiałam to wszystko z siebie wyrzucić, miałam nadzieję, że mnie zrozumie. 

-Nie płacz. Nie będę się złościł tylko wytłumacz mi co się stało. 

Muszę mu powiedzieć. Nie chcę go oszukiwać. Zasługuje na prawdę. 

-Szłam tutaj, byłam już prawie na miejscu, tak niewiele brakowało... Wtedy on mnie wciągnął do bramy, nie mogłam zawołać o pomoc, ani wyrwać się. Mogłam zrobić tylko to. 

-Uspokój się i mów dokładniej. 

-Nie mogłam się od niego wyrwać, jedyne co to odwrócić jego uwagę. Zrobiłby to, jestem pewna.

-Scarlette, do jasnej cholery, powiedz wreszcie o co chodzi. 

-Pocałowałam Ashtona, a raczej oddałam jego pocałunek, żeby odwrócić jego uwagę i uciec. Zgwałcił by mnie inaczej, nic by go nie powstrzymało- wypowiedziałam wszystko bardzo szybko i schowałam twarz w dłoniach. Uświadomiłam sobie jak blisko było. 

*Liam*

Nie wiedziałem co powiedzieć. Spuściłem ją z oczu tylko na chwilę. Na kilkanaście minut. Pozwoliłem przejść kawałek bez opieki. I co się działo?
Znowu ktoś chciał ją skrzywdzić.
Znowu tak niewiele brakowało.
Znowu nie było mnie przy niej. 
Zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem z całej siły w ścianę. Zauważyłem, że Scarlette wzdrygnęła się na ten gest. Nie mogłem zrozumieć dlaczego miała poczucie winy, ratowała siebie. Od razu usiadłem obok niej i objąłem mocno. 

-Posłuchaj mnie uważnie. Nie zrobiłaś nic złego, nie wiem w ogóle jak możesz tak myśleć. Jak mógłbym mieć ci to za złe? To ja przepraszam, że mnie tam nie było. Znowu. Obiecałem, a znowu cię zawiodłem.

-Jakbyś miał coś do powiedzenia. Sama tak zdecydowałam i mam nauczkę teraz.

-Mogłem przyjechać.

-Obwinianie się nic nie zmieni- jak mogła być znowu tak spokojna? Ja miałem ochotę coś roznieść, ale starałem się zachować spokój, dla niej. Ostatnio wszystko robiłem dla niej. Znieruchomiałem w momencie gdy coś sobie uświadomiłem.- Scarlette kto to był?

Poczułem jak sztywnieje i przestaje na moment oddychać.

-To nieważne... Po prostu zapomnijmy o tym. Masz cappuccino? Zawsze je pijemy z Iz na odstresowanie. Jak ci minął dzień? Wiesz dzisiaj w szkole znowu...

-Nie zmieniaj tematu- pozwoliłem jej się wyswobodzić z mojego uścisku i podążyłem za nią do kuchni.

-Nie chcę, żebyś znowu kogoś zabijał z mojego powodu. Możemy się pokłócić i wtedy też się nie dowiesz, więc raczej nie masz wyjścia.- Zacisnąłem szczękę z frustracji. Miała rację, a ja i tak się w końcu dowiem. Westchnąłem.

-Siadaj, zamówię coś do jedzenia, no i Isabelle jak była ostatnio to przyniosła cappuccino.

-Liaaaaaaam, a wiesz, że do cappuccino najlepiej pasują naleśniki? Może tak byś zrobił je dla mnieee? Tyle dzisiaj przeszłam...

-Zapomnij, ja nie gotuję, ale mogę je zamówić.

Po około 30 minutach miałem już dostawę pod drzwi. Scarlette nie wierzyła, że mi się uda, no bo przecież kto sprzedaje naleśniki na wynos? Musi się nauczyć, że ja wszystko załatwię. Zaniosłem jedzenie i picie do salonu i spojrzałem na nią z uśmiechem pełnym satysfakcji.

-Mówiłem- na jej twarzy pojawiło się najpierw niedowierzanie, ale zaraz coś w rodzaju zachwytu.

-Naleśniki!- podbiegła do mnie, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby się z nią nie podroczyć trochę. Schowałem je za plecy i uśmiechnąłem się do niej łobuzersko.- LIAM! Nie uśmiechaj się tak. Za bardzo kusisz. Oddawaj moje jedzenie.

-Nie- rzuciłem krótko. Nie wytrzymałem dłużej, podszedłem do niej i pocałowałem ją.

Na początku wydawała się być zdziwiona, ale zaraz odwzajemniła pocałunek. Uwielbiałem sposób w jaki to robiła. Próbowała walczyć o dominację, jakby udowodnić, że to ona jest silniejsza, zachowywała się dokładnie tak samo jak w życiu. Uśmiechnąłem się i wziąłem ją na ręce upuszczając przy tym naszą kolację, jednak żadne z nas się tym nie przejęło. Przenieśliśmy się na kanapę nie przerywając dotychczasowej czynności. Czy ją kochałem? Nie wiem. Ale na pewno czułem do niej coś więcej niż do jakiejkolwiek dziewczyny do tej pory. Wiedziałem już wtedy, że zrobiłbym dla niej bardzo dużo, a może i wszystko. Kto powiedział, że potrzeba dużo czasu, aby poczuć coś takiego do drugiej osoby? Pieprzyć to. Liczy się tylko to co tu i teraz. Przejechałem delikatnie ręką po skórze wzdłuż linii jej tali i poczułem jak pod wpływem tego przeszedł ją dreszcz, co mi się bardzo spodobała. Kolejna rzecz, którą w niej uwielbiałem to właśnie to- sposób w jaki na mnie reagowała. Nie wiedziałem jak daleko to zajdzie, ale na pewno nie ja zamierzałem to przerwać. Zupełnie jakby czytała mi w myślach oderwała się ode mnie oddychając szybciej.

-Za wcześnie. Nie będę jedną z tych wielu.

***

Hej moje skarby <3 Więc tak, nie wiem czy ostatnie rozdziały wam się nie podobały, ale zauważyłam, że jest mniej komentarzy i mniej wejść niż zazwyczaj przez tydzień. Jeśli coś się wam nie podoba to napiszcie, proszę, bo nie wiem dlaczego tak jest :) No i dla fanów Nialla i Iz mówię, że prawdopodobnie cały kolejny rozdział będzie poświęcony im :D 

Dziękuje za kolejne 2 nominacje do Liebster Award. Niestety zauważyłam, że na jednym z tych blogów zostały usunięte dawne posty i nie ma już tej notki o nagrodzie. Tak więc odpowiem mogę odpowiedzieć tylko na pytania od Lian Payncher: 

1. Jest coś, czego się boisz?
Boję się, że stracę kogoś z bliskich mi osób. 

2. Co najbardziej cenisz w ludziach?
To czy zawsze mogę na nich polegać. 

3. Co jest dla Ciebie największą motywacją do pisania?
Wszyscy ludzie, którzy to czytają i którym się to podoba.

4. Wygrałaś na loterii 10 000 złotych. Na co je wydasz? Uzasadnij.
Kupiłabym bilety na koncert 1D w Londynie dla mnie i mojej kochanej siostry <3

5. Wyobraź sobie, że za 24 godziny nastąpi koniec świata. Co robisz?
Postarałbym się znaleźć pewną osobę i z nią porozmawiać. 

6. Czy zrobiłaś/zrobiłeś w swoim życiu coś, czego do teraz żałujesz?
Tak. 

7. Wolałabyś mieć M&G z One Direction czy miejsce w pierwszym rzędzie na ich koncercie?
M&G zdecydowanie! :D

8. Wolisz kisiel czy budyń?
Kisiel 

9. Masz jakiś ulubiony cytat? Jeśli tak, to jaki?
Jest ich kilka, ale ten ostatnio mi się spodobał:
"We got to live befor we get older"

10. Zmieniałabyś/ zmieniłbyś coś w swoim życiu?
Jedną rzecz, właśnie nad tym pracuję.

11. Jakiej swojej cechy charakteru nie lubisz?
Tego, że za szybko ufam ludziom.

Więc dziękuje jeszcze raz i zapraszam do komentowania kochani! Do następnego.
xx, Lottie.

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 20

Nawet nie wiem jak znalazłam się na ziemi. Przez jakiś czas siedziałam w zupełnym odrętwieniu, nawet nie wiem ile to trwało.

-Scarlette, miałaś zaraz wrócić. Czemu tu jest tak zimno...- Liam jak zwykle się martwił, ale nawet na niego nie spojrzałam.- Co się stało?

Nie zmieniłam swojej pozycji nawet o milimetr. Słyszałam jak chłopak do mnie podchodzi i poczułam jak wyjmuje kartkę spomiędzy palców. W tym czasie przez moją głowę przechodziła burza myśli.
W życiu się od tego nie uwolnię, już nigdy nie będę miała nawet chwili wytchnienia. Teraz, gdy Donavan nie żyje, wszystko miało chociaż na trochę się uspokoić, ale po co? Przecież pod oknem stoi cała kolejka ludzi, którzy chcą mnie lub Liama zabić. Nagle coś we mnie pękło. Nikt nie będzie mi niszczył życia takimi groźbami, nie zamierzam teraz tu siedzieć i rozpaczać, właśnie tego chce ta osoba, kimkolwiek jest, żebym siedziała załamana i wystraszona. Wstałam z podłogi i zabrałam kartkę od mojego chłopaka, porwałam ją na drobne kawałki i wyrzuciłam do śmietnika stojącego przy biurku.

-Niech spieprza, tak łatwo się nie dam- mruknęłam pod nosem.

Wyjrzałam przez okno, ale oczywiście nikogo tam nie było. Zamknęłam je i zaciągnęłam rolety na wypadek gdyby jakiś psychopata obserwował dom. Już chciałam zejść na dół do reszty i chociaż resztę wieczoru spędzić w przyjemniejszy sposób niż zamartwianie się, ale wtedy poczułam jak ktoś zamyka mnie w mocnym uścisku. Przytuliłam się do Liama i oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Jak osoba, którą znam około 2 tygodni może aż tak wywrócić życie do góry nogami? A jednak może. Sprawiał, że to wszystko dało się znieść, czułam się bezpieczna i wiem, że szybciej zaryzykowałby własne życie niż pozwolił, żeby mi się coś stało. Uśmiechnęłam się sama do siebie. To zadziwiające jak w tak krótkim czasie można tak bardzo przywiązać się do drugiego człowieka.

-Nie chcesz się wycofać?-zapytał z głową zanurzoną w moich włosach.

-Czemu cały czas mnie o to pytasz?

-Bo to chyba jedyna rzecz, której teraz się boję. Wiem, że to wszystko szybko się dzieje, ale jestem pewny tego co mówię.

-Zrozum, że takie rzeczy nie przestraszą mnie na tyle, żebym się wycofała. Nie jestem jakąś bojaźliwą lalką. Nie porównuj mnie do Charlotte,- skrzywiłam się lekko na wspomnienie byłej Liama.

-Nie wspominaj o niej, nie jest nawet w połowie taka jak ty, chciałaby, ale nie jest.

-Liam?

-Hmmm?

-Powiesz mi czego od ciebie wtedy chciała?

-Nie chcę ci dokładać dodatkowych kłopotów, to nieważne.

Nie odpowiedziałam. Nie było sensu się kłócić.

*

Kolejne dni minęły dość spokojnie. Rodzice wrócili z wakacji, chłopcy wprowadzili się do nowego mieszkania, znowu zaczęła się szkoła. Klasa maturalna jest naprawdę upierdliwa, chciałam jak najlepiej wypaść, więc chodziłam na chyba wszystkie możliwe zajęcia pozalekcyjne. Skupiłam się głównie na nauce, żeby nie myśleć o tym co mi grozi, no drugą stałą osobą, która zajmowała moje myśli to Liam, ale to chyba oczywiste. 
Wychodziłam właśnie ze szkoły rozmawiając z moim chłopakiem przez telefon. 

-Naprawdę nie musisz po mnie przyjeżdżać. Przecież ostatnio nie działo się nic podejrzanego. Za 20 minut będę u was- rzuciłam rozłączając się. Szłam szybkim krokiem. Nie powiem, trochę się bałam, ale chciałam się usamodzielnić, nie chcę być jak dziecko, o które trzeba się ciągle martwić. Musiałam też przekonać samą siebie, że dalej jestem silna jak kiedyś. Rozejrzałam się, po miejscu gdzie się obecnie znajdowałam. Nie była to jakaś pusta uliczka, gdzie ktoś mógł mnie napaść, więc trochę się uspokoiłam. W sumie byłam już bardzo blisko mojego celu, ale poczułam jakby ktoś mnie obserwował. Zatrzymałam się i odwróciłam gwałtownie. 
Nic. 
Było cicho. 
Po drugiej stronie szedł jakiś facet z psem, a za mną jakieś małżeństwo z wózkiem. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam dalej, powoli zaczynałam mieć schizy. Skręciłam już w ulicę, przy której znajdowało się mieszkanie chłopaków gdy poczułam obcą dłoń na ustach i talii. Szarpałam się, ale nic z tego, już stałam oparta o zimną, betonową ścianę w pustej bramie. 

-Tęskniłem skarbie.

Poczułam obce usta, które natarczywie wpijały się w moje. Próbowałam się wyszarpnąć, zrobić cokolwiek, ale nic z tego. Sprawca trzymał jedną dłonią moje nadgarstki nad głową, a drugą błądził pod moją bluzką. Nogi też miałam unieruchomione, bo przyparł mnie swoimi biodrami do ściany. Ta bezsilność mnie przytłaczała. Znowu dostałam nauczkę za swoją głupotę. 


***

Heeeej kochani! Dziękuję za kolejne dwie nominację do Liebster Award, miałam to ogarnąć dzisiaj, ale nie dam rady, więc przekładam to na kolejny tydzień, zaczynam ferie, więc powinnam mieć więcej czasu :D 
No i wiem, że niektórzy zawiedli się tym, że nie dodałam rozdziału 2 tygodnie temu, ale dalej zachęcam do komentowania, bo to dla mnie naprawdę ważne. Pod ostatnim rozdziałem było ich mało i nie wiem dlaczego, czy to dlatego, że był słaby, czy z jakiegoś innego powodu. Napiszcie jeśli coś wam się nie podoba. Do napisania kochani, xx
Lottie.

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 19

*Scarlette*

-Że co zrobiłeś?!- było to bardziej zdziwienie niż złość. Jak on tak szybko znalazł mieszkanie? Jest jakieś miejsce gdzie nie ma kontaktów? 

-No chyba nie myślałaś, że tak po prostu wrócę sobie teraz do Londynu, co?- cisza, która na chwilę zapadła chyba była wystarczającym potwierdzeniem. Szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nad tym jak będzie wyglądał ten nasz "związek". - Jak już ci wspominałem, nie jeden mój wróg będzie chciał dojść do mnie przez ciebie, nie mogę wyjechać i zostawić cię tu samą. Chyba, że wolisz jechać ze mną do Londynu.

Gdy zobaczyłam ten jego łobuzerski uśmiech na twarzy, sama nie mogłam się nie roześmiać. 

-Co z twoimi sprawami?

-Niall zamieszka ze mną, pewnie się domyślasz z jakiego powodu też zostaje. Plus jest taki, że jak będę musiał wrócić na kilka dni do chłopaków to on zostanie, żeby mieć was pod opieką. 

Nie powiem, przeraziła mnie trochę ta myśl. Czyli od teraz zawsze będzie ktoś przy mnie? To trochę przerażające,  ale w sumie teraz bardziej byłabym się zostać sama. Uśmiechnęłam się do niego. Dam sobie radę,  muszę,  nie jestem przecież słaba.

-Pokażesz mi to mieszkanie?

-Właśnie taki był plan na dalszą część wieczoru, chyba że wolisz odpocząć.

O nie. Mam dość siedzenia w ciszy i zastanawiania co będzie dalej. Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie ciągle jeansy i kurtkę skórzaną. W sumie nie mam ochoty się przebierać.

-No to możemy jechać.

*Isabelle*

Zaraz po całej akcji musiałam wyjść na zewnątrz. Nie przeraził mnie widok zmasakrowanego ciała Donavana. Musiałam po prostu pomyśleć.  Dobrze wiedziałam, że razem ze Scarlette wpakowałyśmy się w niezłe gówno, ale miałam jeszcze możliwość odwrotu. Mogę to wszystko rzucić i wrócić do dawnego życia. Od razu przed oczami pojawił mi się obraz blondyna z tym łobuzerskim uśmiechem, który uwielbiałam. Nie. Muszę spróbować, w sumie nie wiem co jsst między nami, ale nie mogę sie teraz wycofać. Mogłabym sobie później tego nie wybaczyć.  

-Nad czym się zastanawiasz? - zapytał Niall siadając obok mnie na krawężniku.

-Nad wszystkim i niczym. Na pewno nie żyje? Nie chcę,  żeby w jakiś dziwny sposób jednak przeżył...

-Dostał kulkę w łeb, sam sprawdzałem,  jest martwy, możesz spać spokojnie. 

-Nie jestem głupia,  wiem, że on nie jest jedyny, który może chcieć nas zabić. W sumie to bardziej Scarlette, to ją wszyscy uważają za dziewczynę Liama. Ona jest na celowniku, ja po prostu znowu pojawiłam się w złym miejscu o niewłaściwej porze. 

- Właśnie dlatego, nie chcę się angażować w żaden związek. Nie byłem z nikim odkąd w tym siedzę. Nie chcę nikogo narażać. 

-Nie możesz decydować za innych i nie możesz byc wiecznie sam. Chyba, ze zamierzasz kiedyś to rzucić.

-Nie myślę na razie o tym.

-Więc chcesz czekać w nieskończoność? 

-Taki miałem plan. Zawsze myślałem,  że gdy spotkam jakąś odpowiednią dziewczynę to będę w stanie rzucić to dla niej, ale teraz wiem, że nie mógłbym zostawić chłopaków, to moja jedyna rodzina. 

-Ta właściwa nie będzie od ciebie tego oczekiwała - rzuciłam z pewnością patrząc w przestrzeń.  

-Chcesz mi powiedzieć,  że nie muszę dla ciebie porzucać mojego obecnego życia?

Na początku nie dotarł do mnie sens jego słów,  dopiero po chwili zorientowałam się o co chodzi. Nie wiedziałam co powiedzieć,  to był jeden z tych nielicznych momentów,  kiedy nie mogłam z siebie nic wydusić. 

-Nie wiesz czy to jestem ja. Nie znasz mnie. Ja ciebie też. 

-W takim razie dobrze, że zostaję tutaj, będziemy mieli bardzo dużo okazji do bliższego poznania się.  

*Scarlette*

Skąd oni mieli kasę na to wszystko? To była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, gdy zobaczyłam ich nowe mieszkanie. W sumie czego innego mogłam się spodziewać?  Jakiejś obskurnej klitki w starej kamienicy? W życiu. Oni zawsze jak coś kupowali to z rozmachem, więc jak tym razem mogłoby być inaczej. Już pokochałam to miejsce i wydaje mi się, że będę tu spędzać dużo czasu. Co prawda nie było jeszcze wykończone, ale i tak robiło wrażenie. Nasza wycieczka nie trwała długo, więc jeszcze przed 22 byliśmy z powrotem u mnie. Chciałam jak najszybciej przebrać się w wygodniejsze ubrania, więc od razu pobiegłam do siebie. Jednak gdy tylko weszłam do pomieszczenia poczułam jakieś nie przyjemne dreszcze. Spojrzałam w stronę okna, które było otwarte i natychmiast rzuciła mi się w oczy zgieta kartka lezaca na podłodze. Bez zastanowienia podeszłam tam i drżącymi dłońmi ją otworzyłam.

"On był moją najsłabszą zabawką, dopiero zaczynam grę. "


***
Przepraszam kochani za to tygodniowe opóźnienie! Rozdział pisany na telefonie z powodu braku laptopa, więc proszę o wybaczenie jakichkolwiek błędów. Dziękuję za tyle komentarzy i kolejna nominację! Ogarnę to przy następnej notce i wtedy uzupełnię też listę informowanych. A no i wszystkim co obiecałam komentarze pod rozdziałami na blogach, to proszę o cierpliwość,  pamiętam o tym, ale mam teraz straszny zapierdziel i po prostu nie miałam czasu na czytanie ff. Piszę to tutaj, bo większość z tych osób czyta tego bloga. Jeszcze raz przepraszam kochani!
xx Lottie.