Strony

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 7

Obudził mnie dźwięk strzałów i jakieś krzyki. Zaspanymi oczami spojrzałam na mały zegarek. Wskazywał 3.47. Zerwałam się z łóżka, bo dopiero dotarło do mnie co się dzieję i gdzie jestem. Podeszła do drzwi i nacisnęłam klamkę, ale nic z tego, dalej byłam zamknięta. Wyjrzałam przez dziurkę od klucza. Widziałam kawałek korytarza, ale nic poza tym, no tak, pewnie wszystko działo się w tym dużym pomieszczeniu, które mijaliśmy, jak mnie tu prowadzili, to miejsce Donavana. Zdenerwowana chodziłam w tą i z powrotem po malutkiej przestrzeni, a minuty mijały. Dochodziła już 4, gdy w końcu usłyszałam jak ktoś biegnie korytarzem i zatrzymuje się przy moich drzwiach. Nie myśląc dłużej schowałam się za jedyną szafką w tym pokoju. Gdy tylko się schowałam, w drzwiach stanął mój "kochany ochroniarz" Matt. Rozejrzał się szukając mnie wzrokiem, po czym ruszył w stronę łazienki, wykorzystując chwilę jego nieuwagi wybiegłam na korytarz, zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam je na klucz, który dalej siedział w zamku. Plus 20 do zajebistości za kreatywność, Scarlette, pomyślałam z zadowoleniem.

Ruszyłam za odgłosami strzałów i dotarłam dokładnie tam, gdzie myślałam, że wszystko się dzieje. Schowałam się za dobudowaną ścianką skąd miałam dobry widok i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przypominało to, w którym trzymali mnie na początku, jednak po lewej stronie stało biurko i duże krzesło. Przypominało to mini biuro, to tutaj musiał spędzać większość czasu Donavan. Właśnie ten wspomniany i znienawidzony przeze mnie człowiek siedział schowany za jednym z pudeł. Wokół podobnie częściowo schowanych było kilku napakowanych gości. Po drugiej stronie, bliżej drzwi był Liam, Zayn, Niall, Harry i Louis. Coraz któryś wychodził z ukrycia i oddawał kilka strzałów w stronę przeciwnika.W powietrzu cały czas słychać było krzyki i wystrzały. Niallowi udało się trafić Josha, jeśli dobrze pamiętam. Padł na ziemie bez życia. Z głowy wypływała mu krew. Oczy były szeroko otwarte. Jestem pewna, że zapamiętam ten widok na długo. Nie wiedziałam co mam zrobić. Przebiec po prostu przez magazyn i zacząć uciekać stąd jak najdalej? Czekać jak idiotka aż ktoś mi powie, że mogę wyjść. A może w końcu się pozabijają wszyscy? Wrócę wtedy do Manchesteru, do mojego pokoju, przyjaciół i o wszystkim zapomnę? Ta myśl najbardziej mi się spodobała, ale wiedziałam, że nie mogę tak zrobić. Moje przeklęte sumienie mi nie pozwalało. Rozejrzałam się się po miejscu, w którym przebywałem. Było tu średniej wielkości okno. To chyba najlepsza opcja. Przysunęłam po cichu jakąś skrzynkę, otworzyłam je i wyskoczyłam.

Byłam na zewnątrz, od tej strony gdzie znajdował się mój wczorajszy plac ćwiczeń. W głowie szybko zrobiłam mini symulację gdzie jestem .i w którą stronę mam pójść. Obeszłam budynek na około i weszłam z powrotem do środka. Mój plan nie był zbyt skomplikowany ale nie wiedziałam co innego mogłabym zrobić. Przeszłam kawałek korytarzem i na szczęście trafiłam pod te drzwi, które chciałam. Kawałek ode mnie stali Liam z resztą chłopaków, jednak byli tak zajęci strzelaniem, że mnie nie zauważyli.

-Liam. Liam. Liam!- zaczęłam od szeptu, ale chłopak mnie nie słyszał dopiero gdy prawie krzyknęłam zwrócił na mnie uwagę. Reszta dalej była zajęta walką.

-Scarlette. Na reszcie.- odetchnął z... ulgą? Nie miałam czasu, żeby się zastanawiać nad tym dłużej.- Wycofujemy się!
Oczywiście tym razem, zareagowali nie tylko banda Payne'a, ale też Donavana. Zaczęli wychodzić ze swoich kryjówek i podwoili ilość strzałów. Poczułam jak ktoś przyciąga mnie do siebie. Podniosłam głowę i zobaczyłam Liama. Miał skupienie wypisane na twarzy, niemal mogłam wyobrazić sobie co dzieje się teraz w jego głowie. Chyba musiał wyczuć jak szybko bije moje serce, bo przysunął mnie jeszcze bliżej i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Nagle z pistoletu bruneta przestały wylatywać pociski.
-Cholera!- zaklął i rzucił broń gdzieś do boku.- Uciekaj. Samochód stoi tam gdzie gadaliśmy z Donavanem. Zaraz do ciebie dołączymy. JUŻ!

Jego ton mówił, że nie przyjmuje sprzeciwów, więc zaczęłam biec ile sił. Nie oglądałam się. Wiedziałam, że sobie poradzą. Ja jestem tylko przeszkodą. Przyspieszyłam jeszcze zostało mi jakieś 300 m i wtedy wpadłam na coś twardego i wysokiego. Zostałam przyciągnięta do tego czegoś i poczułam zaciśnięte ramię na szyi.

-Błąd księżniczko. Dużo będzie cię to kosztowało.- usłyszałam przy samym uchu znienawidzony głos.- Poczekamy sobie tu na twoich kumpli, co ty na to?

Nie wiedziałam jak się tu znalazł. Przecież był w środku! Tylne wyjście, idiotko. Po chwili pojawiło się czterech "ochroniarzy", którzy przeżyli. Zaraz wpadli też Liam i jego banda. Zatrzymali się widząc nas przed sobą.

-Było fajnie, ale wiesz, czas to skończyć. Powinieneś był ją zostawić, byłoby to korzystne dla nas obu, Deadly.

Payne przemilczał to. Przestałam się wsłuchiwać w ich rozmowę, bo właśnie sobie coś przypomniałam. Nóż. Nie było szans, żebym teraz po niego sięgnęła. Zaczęłam dawać jakieś dziwne znaki Liamowi, mając nadzieję, że mnie zauważy i zrozumie. Reszta chłopaków zwróciła na mnie uwagę. Nie wiem czy mnie zrozumieli, ale wiedzieli, że coś kombinuję i to wystarczyło.

Kopnęłam Donavana z całej siły w piszczel. Puścił mnie i rozpętał się chaos. Zaczęła się walka wręcz. Wyjęłam nóż z mojej genialnej kryjówki. Nie zabiłabym nikogo, był tylko do obrony. Chłopcy dawali sobie radę. Nie chciałam dalej przeszkadzać. Po prostu ruszyłam biegiem i pokonałam ostatnie 300 metrów. W końcu znalazłam się przy samochodzie i wśliznęłam się na tylne siedzenie. Nie czekałam długo gdy wpadł też Louis i Liam. Ruszyliśmy z piskiem opon, za nami jechał drugi samochód. Musieli nim jechać Zayn, Niall i Harry.

-Będą nas gonić?- udało mi się w końcu wydusić siebie.

-Nie dadzą rady przez jakiś czas. Nieźle oberwali i stracili kilku ludzi.

Odetchnęłam i o nic więcej nie pytałam. Gdy zajechaliśmy pod dom od razu ruszyłam do środka, gdzie w salonie czekały Jen i Izzy. Ta druga od razu rzuciła się na mnie ściskając mocno. Zaraz pojawiła się też reszta. Przyjrzałam się im. Byli cali brudni, poobijani i każdy miał jakieś krwawiące rany. Usiedliśmy wyczerpani na kanapach i pokrótce streściliśmy co się wydarzyło.

-Iz, dzwoniłaś do Anne?- zapytałam ziewając, w końcu spałam 3 godziny przez 2 dni.

-Tak, będzie nas kryła. Mamy 39 stopni gorączki, zaraziłam się od ciebie, a ty już w Polsce byłaś trochę przeziębiona, pogoda londyńska tylko pogorszyła sprawę. Taką historyjkę usłyszała nasza przewodniczka.

Super, mamy spokój.

-Możecie odwieść nas do domu? Chcę odpocząć.

-Słaby pomysł. Do nas boją się przyjść, ale do was nic im nie przeszkadza- zabrał głos Liam.

-Mamy u was siedzieć do końca wyjazdu?

-Po prostu dzisiaj zostańcie.

Myślałam, że któryś z chłopaków się sprzeciwi, ale nie.

-Super. Daj mi swoje ciuchy, bo chcę się wykąpać i pójść spać- rzuciłam ze złością i nie czekając na niego ruszyłam schodami na górę do jego pokoju. Po chwili usłyszałam za sobą kroki.


***

Dobra mamy 7 rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Cieszę się z liczby wejść, nie spodziewałam się, że tyle osób będzie to czytać. No i proszę też o komentarze, bo to bardzo dużo dla mnie znaczy. A no i jeszcze jedno, jeżeli chcecie być informowani to napiszcie w komentarzu xx

7 komentarzy:

  1. Zostają u nich hihi <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że wszystko się udało! Hm, chyba będzie ciekawie w następnym rozdziale, zresztą jak zawsze :D @ssalems

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham twój styl pisania. Proszę, pisz częściej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ale super :o <3
    zapraszam też do mnie na fanfiction o chłopcach > troublemakerimagine.blogspot.com
    x

    OdpowiedzUsuń
  5. No super super. Wow pisz szybko następny bo nie moge się już doczekać

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietne, nie przestawaj pisac! :D

    OdpowiedzUsuń