Strony

czwartek, 20 marca 2014

Epilog

*Scarlette*

-Rozumiesz? Ona wie! Nie mogę w to uwierzyć, że Ashton jej o wszystkim powiedział!- chodziłam od ściany do okna i tak cały czas, nie mogłam przestać. Złość rozsadzała mnie od środka nie pozwalając usiedzieć na miejscu. 

-Spokojnie, nie jesteśmy pewni ile wie, może po prostu zna kilka faktów i wykorzystała to, żeby was zaszokować- Liam siedział spokojnie na moim łóżku i naprawdę nie mogłam pojąć jakim cudem zachowuje opanowanie.- Może daj mi z nią porozmawiać? Myślę, że lepiej sobie poradzę. 

Przysiadłam obok niego i zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Ja i Iz już raz próbowałyśmy i tylko pogorszyłyśmy sprawę. Liam był zawsze opanowany i wiedział co powiedzieć w danym momencie, ja byłam po prostu zbyt porywcza, w każdej sytuacji. Westchnęłam i odwróciłam głowę do bruneta. 

-To chyba najlepsze wyjście- położyłam się na plecach z głową opartą na kolanach mojego chłopaka.- Cieszę się, że cię mam. Nie żałuje niczego co się wydarzyło. 

Chłopak nie odpowiedział tylko pocałował mnie. Tym razem powoli, jakby słowami nie mógł wyrazić tego co czuje, a to był jedyny sposób na to. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie starając się przekazać jeszcze więcej uczuć, jeżeli to w ogóle możliwe. Nie chciałam przerywać tej chwili, była idealna, mogłabym tak trwać w nieskończoność i wraz by mi się to nie znudziło. Poczułam jak Liam uśmiecha się i chwilę później odsunął się ode mnie na kilka centymetrów. 

-Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. 

Poczułam ciepło rozprzestrzeniające się wewnątrz mojego ciała. Wtedy zdecydowanie czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. 

-Kocham cię.- wypowiedziałam to odruchowo, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Ciekawa reakcji Liama spojrzałam na jego twarz. Patrzył na mnie z uśmiechem i czymś jeszcze w oczach, czego nie widziałam gdy tylko go poznałam.

-Ja ciebie bardziej, jesteś moją siłą.

*Liam*

Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo szare było moje życie do tej pory. Dzisiejszy dzień zdecydowanie był najlepszym jaki przeżyłem. Scarlette była dla mnie wszystkim, całym światem, nie mógłbym jej nigdy skrzywdzić. Uśmiechnąłem się przypominając sobie nasze spotkanie sprzed dwóch godzin. Tak, kochałem ją. 
Niestety teraz musiałem załatwić mniej przyjemną sprawę. 
Rozmowa z Anne. 
Mówiąc prawdę, byłem bardzo zdenerwowany tym ile wie. Trzeba było dowiedzieć się co jeszcze i czy uda się jakoś zmusić ją do milczenia. Przyznam, że to bardzo komplikowało sprawy. Normalnie można by było taką osobę zlikwidować i po kłopocie, ale teraz jest inaczej. To bliska osoba Scarlette i Isabelle. Zatrzymałem się przed szkołą dziewczyn czekając na Anne, wiedziałem, że za chwile kończy zajęcia dodatkowe. Na szczęście pojawiła się już po chwili, zaczynałem się denerwować coraz bardziej. Podjechałem do niej i otworzyłem okno. 

-Podwieźć cię? Chciałbym porozmawiać. 

-Chyba nawet wiem o czym.- rzuciła z uśmiechem przepełnionym jadem. Jakim cudem mogła być siostrą Izzy? Usiadła na miejscu pasażera zatrzaskując drzwi.- Zaczynaj wykład. A może oszczędzę ci głupich pytań? Tak wiem o Donavanie, tak wiem wszystko o Ashtonie i nie tylko o nim. Wiem dużo więcej o osobach wyżej postawionych. Właściwie mam dojścia tam, gdzie ty ich nie masz. 

Zahamowałem gwałtownie i zjechałem na pobocze. 

-O czym ty mówisz? Jesteś za młoda, żeby być aż tak wysoko postawioną. Znałbym cię gdybyś długo w tym siedziała. 

-W sumie mogę ci powiedzieć wszystko, bo i tak za niedługo cię tu nie będzie. Widzisz dlatego chodziłam z Ashtonem, żeby mi pomógł się wkręcić, już dawno wiedziałam, że to co robi nie jest do końca legalne, więc zainteresowałam się tym. Miałam na niego kilka haków, więc musiał mi pomóc. Nie jest mi już potrzebny, więc się go pozbyłam. 

-Co masz na myśli? 

-To, że właśnie jeden z moich przyjaciół pozoruje jego samobójstwo - powiedziała wywracając oczami.- Powinieneś się cieszyć, że ktoś dał nauczkę typowi, który chciał zgwałcić twoją dziewczynę. 

To był on?! Uderzyłem pięścią w kierownice. 

-Zabawne jest to jak się denerwujesz. To teraz dalej. To mój teren i nie chcę, żebyś tu się kręcił, denerwujesz mnie. Więc w zamian za załatwienie tego idioty mógłbyś wrócić do Londynu. 

Po pierwotnym szoku wróciła mi już pewność siebie. Zaśmiałem się odwracając do niej głowę. 

-Jesteś zbyt pewna siebie. Pamiętaj, że siedzę w tym dłużej niż ty, dziewczynko. Zachłysnęłaś się naszym światem i myślisz, że jesteś niepokonana, ale tak nie jest. Wystarczy, że za bardzo mnie zdenerwujesz i jutro się już nie obudzisz. 

-A co powiesz mojej siostrzyczce i kuzyneczce? 

-Nie będą za tobą tęsknić. 

-Nie bądź taki pewny. Scarlette ma miękkie serce, więc w życiu ci nie wybaczy, znienawidzi cię. Chcesz tego? 

-Nie wyjadę, nie zostawię jej. 

-No to umówimy się tak. Jeśli nie wyjedziesz to wasze dziewczynki ucierpią, ale jeżeli wrócisz do swojego miasta to zapewnię im bezpieczeństwo. Przemyśl to.

Wyszła trzaskając drzwiami.

Nie wiem jak dotarłem do domu nie powodując żadnego wypadku. Opowiedziałem o wszystkim Niallowi i zareagował podobnie. Rozmawialiśmy do czwartej nad ranem. Bywało, że po prostu siedzieliśmy zamyśleni, a czasami kłóciliśmy się co będzie najlepszym wyjściem. Ostatecznie zgodziliśmy się co powinniśmy zrobić.

-Louis przyjedź jak najszybciej. Musimy coś załatwić.

*

Czekałem na Scarlette nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie wiedziałem jak powiedzieć jej to co zamierzałem, ale musiałem. Niall siedział obok z grobową miną. Z zamyśleń wyrwał nas dzwonek. Otworzyłem drzwi id razu uśmiechając się na widok Scarlette. Przytuliłem ją mocno.

-Skończcie, mieliśmy obejrzeć jakiś film, a nie się obściskiwać. 

Roześmiani ruszyliśmy do salonu, gdzie dalej siedział Niall, jednak już z normalniejszym wyrazem twarzy, nie aż tak nieobecnym. 

-Nie oglądamy żadnych komedii romantycznych- rzucił blondyn od razu gdy jego dziewczyna podeszła do naszej kolekcji filmowej. 

-Powiedziałeś mi, że mnie kochasz, więc powinieneś to dla mnie znieść.

-A jednak udało się wam. Liam, Niall jestem pełen podziwy- do pomieszczenia wszedł Louis i zaczął zgodnie z planem. Przybrałem złośliwy uśmiech, chociaż kosztowało mnie to tyle wysiłku. 

-Mówiłem ci, że rozkocham ja w sobie w mniej niż 2 miesiące- rzuciłem z miną największego palanta. 

-Myślałem, że Isabelle będzie większym wyzwaniem, w sumie to nawet nie miałem przy tym aż tak dużej frajdy jak na początku myślałem- Niall rozłożył się na kanapie starając się jak najlepiej grać swoją rolę, wychodziło mu to perfekcyjnie, prawie sam się nabrałem.

-Liam, o czym wy mówicie?- Scarlette patrzyła na mnie z zagubieniem w oczach.

-Słońce, to jest bardzo proste. Założyłem się z nimi dwoma, że nie uda im się was w sobie rozkochać w krócej niż trzy miesiące, a tu już po niecałych dwóch wyznałyście im miłość. To zabawne, że pomyślałyście, że zostawili by braci i dla was przeprowadzili się do innego miasta, zostawiając swoje sprawy. 

-To prawda? 

-W dużym skrócie. To śmieszne, bo nawet ja nie wierzyłem, że uda mi się tak szybko- zaśmiałem się lekko. 

-Pamiętaj, że wyprzedziłem cię o dwa dni.- Niall poklepał mnie po ramieniu uśmiechając się z wyższością. Idealny teatrzyk. 

-Skończ. Gratulujcie sobie jak już nas nie będzie w pobliżu!

-Mam nadzieję, że widzę was ostatni raz- rzuciła Scarlette wychodząc za swoją kuzynką. 

Opadłem na kanapę jakby ktoś ze mnie spuścił całe powietrze. 

-Dobrze wam poszło. Teraz będą mogły żyć jak dawniej, tak będzie lepiej. Zbierajcie się, mamy samolot za dwie godziny. 

Podszedłem do okna i schowałem twarz w dłoniach. Cierpienie w oczach Scarlette zabolało mnie bardziej niż wszystkie rany cielesne jakie w życiu miałem. Usłyszałem kiedyś, że kochać to niszczyć, a być kochanym to być zniszczonym.
Teraz zrozumiałem sens tych słów. 
Byłem całkowicie martwy wewnętrznie. 

***

Dzień dobry kochani <3 
Na samym początku nie, nie pomyliliście się, to jest naprawdę epilog. Jest kilka powodów dlaczego postawiłam zakończyć to opowiadanie:
- powoli kończą mi się już ciekawe pomysły na kontynuację;
-nie chcę, żeby ten blog się stoczył i wtedy go kończyć, gdy już nikt nie będzie go czytał;
-mam mniej czasu, dlatego też nie dodałam tydzień temu rozdziału.

To tak z grubsza. Teraz podziękowania.
Na początku dziękuje mojej siostrze, która namówiła mnie do rozpoczęcia pisania tej historii i wspierała przy każdym rozdziale. To było naprawdę niezwykłe przeżycie. 
Dziękuje również każdej osobie, która doszła aż do tego momentu. Nawet nie wyobrażacie sobie jaka to radość gdy wodzę na bloggera i widzę tyle wejść, a jeszcze większa gdy zwiększała się liczba komentarzy. To naprawdę cudowne! Kolejnym powodem do radości było gdy ktoś pytał pytał o kolejny rozdział, dziękuje <3 

Jeżeli ktoś chce się ze mną skontaktować to piszcie do mnie na tt: @LiamHero_171 lub tutaj, w komentarzach, dalej zamierzam tu wchodzić i bardzo chętnie odpowiem na pytania. 

Na zakończenie chciałabym mieć do was prośbę: bardzo byłabym wdzięczna gdyby każdy kto przeczyta ten epilog zostawił po sobie komentarz, wtedy wiedziałabym ile osób dotrwało do końca. 

Jeszcze raz serdecznie dziękuje, że mogłam te ostatnie pół roku spędzić z wami, daliście mi tyle radości tym jak mnie wspieraliście, nigdy tego nie zapomnę. 
Kocham was wszystkich, moje wspaniałe skarby. 
Lottie. <3 <3 <3

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 23

Heej koty,
 notka tym razem jest na początku, nie jak zwykle na końcu, ponieważ bardzo mi zależy, żeby KAŻDY JĄ PRZECZYTAŁ. 
Więc po przeczytaniu waszych komentarzy no i po przemyśleniu tego wszystkiego co się działo ostatnio na blogu, stwierdziłam, że mam wymagam od was czytania i komentowania czegoś, czego sama bym nie chciała. Nie jestem zadowolona z ostatnich 3 rozdziałów, najchętniej usunęłabym je i napisała jeszcze raz, ale nie zrobię tego. Po prostu postaram się poprawić w kolejnych. Jak słusznie zauważyliście, rozdziały były krótsze i w sumie nic się w nich nie działo, dlatego postanowiłam wrócić do mojego dawnego jakby "systemu". No i prawidłowo jedna osoba zauważyła, że teraz nie sprawia mi to już tyle radości co na początku, wtedy to było oderwanie od rzeczywistości, kochałam to pisać, jakiś czas temu stało się to obowiązkiem, który stał się męczący i myślę, że przez to to opowiadanie zaczęło stawać się takie, jakie nigdy nie chciałam, żeby było. Co do ilości rozdziałów, to dlatego chciałam skończyć na 30, ponieważ powoli brakuje mi pomysłów, szczerze to jest i tak najdłuższa rzecz jaką napisałam (jestem raczej dobra w one-shotach). Tak czy inaczej chciała skończyć na tej liczbie, żeby nie pozostawiać tej historii nie dokończonej, zamierzałam napisać kontynuację, jeżeli wpadną mi do głowy nowe pomysły, jednak teraz nie bardzo wiem co zrobić. Pomyślę jeszcze nad tym, ale dziękuje za wasze komentarze, bo dzięki nim zrozumiałam swoje błędy, no i przepraszam, jeśli się zawiedliście na mnie. Znowu przypomniałam sobie dlaczego w ogóle stworzyłam tego bloga. Dziękuje, kocham was.

Lottie.


*Scarlette*

Przez ostatni czas nie działo się nic szczególnego, co tylko bardziej napawało mnie niepokojem. Bo przecież nie zapomnieli o nas, prawda? Oczywiście, że nie. Ktokolwiek to jest, ludzie tego typu nie odpuszczają. Zasada jest prosta: zabij zanim zostaniesz zabity. Dopiero niedawno do mnie to dotarło i przyznam, że przeraża mnie to. Nie chcę umrzeć, ale nie wiem czy byłabym w stanie zabić drugiego człowieka. Chyba nigdy nie zrozumiem jak chłopakom przychodzi to tak łatwo. Może przyzwyczajenie? A może umieją po prostu dobrze maskować emocje? Albo jedno i drugie. Nie tylko ja się obawiałam, że szykuje coś wielkiego, Liam stwierdził ostatnio, że musimy nauczyć się bronić, więc tym o to sposobem zyskałam kolejne zajęcie dodatkowe, jakbym miała ich za mało. Skoro już jesteśmy przy tym, to właśnie skończyłam ostatnie lekcje i zmierzałam w stronę wyjścia. Powoli miałam już dosyć tego wszystkiego i żałowałam, że wzięłam tyle na siebie, ale nie mogłam teraz zrezygnować i pokazać, że to mnie przerosło, bo to by była pewnego rodzaju przegrana, a ja nigdy nie przegrywam. Gdy w końcu byłam już na parkingu i prawie stałam przy samochodzie Liama, zauważyłam coś, co zatrzymało mnie automatycznie w miejscu. 
Niedaleko mnie stał Ashton i obściskiwał się z jakąś dziewczyną. Niby normalna rzecz, można powiedzieć gdyby nie to, że tą dziewczyną była Anne. To dlatego wtedy przyciągnęła go ze sobą do nas? Dlatego tak go broniła? Serio nie mogła znaleźć sobie kogoś innego niż największego skurwiela w szkole? Nie wiedziała niby co zrobił mi i Iz, ani o tej ostatniej akcji. Pewnie uległa jego "urokowi" dokładnie tak jak my kiedyś. Więc czas jej wybić go z głowy. 
Żwawym krokiem ruszyłam do samochodu Liama, który widać powoli się niecierpliwił, że stoję w miejscu i wpatruje się w jakiś punkt.

-Zawieź mnie do Isabelle- rzuciłam ze złości trzaskając drzwiami. Jak można mieć taki tupet, naprawdę myśli, że ot tak pozwolimy im ze sobą być, po tym wszystkim co zrobił? 

-Co się stało?

- Wygląda na to, że nasz kochany Ashtonek uwiódł tym razem Anne. Nie puszczę mu tego tak łatwo. Tym razem przegiął. 

Nie odzywaliśmy się przez resztę drogi, chciałam jak najszybciej spotkać się z Izzy i opowiedzieć jej o wszystkim. 

-Zadzwoń po mnie później, nie chcę, żebyś sama wracała do domu.

-Jasne- odpowiedziałam i szybko pocałowałam go w policzek, po czym wręcz wybiegłam z samochodu. Zadzwoniłam dzwonkiem i nie czekając aż ktoś mi otworzy drzwi, sama zaprosiłam się do do środka. W końcu to dom siostry mojej mamy, ciocia była przyzwyczajona, że dużo czasu tu spędzam. 

-Cześć ciociu, Isabelle jest u siebie? 

-Tak, poczekaj, coś się stało? 

-Nic ważnego, po prostu muszę się z nią zobaczyć- odpowiedziałam uśmiechając się uspokajająco. Gdyby tylko wiedziała ile się wydarzyło, pomyślałam biegnąc schodami na górę. Dostała by zawału tak samo jak moja mama, gdybyśmy im opowiedziały przez co przeszłyśmy. Jak na zawołanie zaczęła mnie mrowić skóra na lewym nadgarstku. Spojrzałam w to miejsce, gdzie znajdowała się blizna, którą musiałam codziennie zakrywać podkładem, aby nie wzbudzała podejrzeń i niepotrzebnych pytań. 
Otrząsnęłam się z rozmyślań i bez pukania wparowałam do pokoju kuzynki. 

-Nawet nie wyobrażasz sobie co zrobił tym razem!- rzuciłam na powitanie. Brunetka leżała na łóżku, a w dłoniach trzymała jakąś książkę, masa innych była porozrzucana wokół niej. 

-O kogo ci chodzi? 

-O tego idiotę! Widziałam Ashtona i Anne obmacujących się na parkingu przed szkołą! Wyobrażasz to sobie? Naprawdę uważa, że ujdzie mu to płazem, że nic z tym nie zrobimy? Jeszcze po tej ostatniej akcji! Albo nie ma mózgu, albo go nie używa.- opadłam na fotel stojący przy oknie, bo do tej pory krążyłam z nerwów po pokoju. 

Isabelle siedziała nieruchomo z grobową wręcz miną. Czekałam tylko aż wybuchnie, to było nieuniknione, zupełnie jak w moim przypadku. Czasami zastanawiałam się skąd u nas takie podobieństwo. Zupełnie inny wygląd, prawie takie same charaktery. Zupełnie jakby była moją bliźniaczką, ale duchowo. Z moich rozmyślań wyrwały mnie poduszki, które nagle zaczęły latać po pokoju. Mimo wszystko nie mogłam powstrzymać uśmiechu pod nosem, znałam ją tak bardzo jak siebie samą. 

-Rzucanie przedmiotami nie pomoże. 

-Ale wyładuje chwilową złość i wystarczy, dopóki nie dopadnę jego. Co mu powiemy? 

-Że jeśli jej nie zostawi to opowiemy Anne co chciał mi zrobić- odpowiedziałam od razu, bo już podczas drogi tutaj się nad tym zastanawiałam. 

-Nie chciałaś, żeby ktoś jeszcze się dowiedział...   

-To jest tego warte. Nie chcę, żeby ją też wykorzystał. 

-Wiesz, że może nam nie uwierzyć, zależy jak bardzo zdążył ją już omamić.

-Nikt mnie nie omamił. 

Zamarłyśmy obie na dźwięk głosu Anne, która niespodziewanie pojawiła się w pokoju. Weszła do środka zamykając drzwi i spojrzała na nas obie z drwiną i wyższością w oczach. Do tej pory nawet nie myślałam, że nasza spokojna i cicha kuzynka może spojrzeć na kogoś w ten sposób. Otrząsnęłam się dopiero po dłuższej chwili i zaczęłam próbować pookładać jej na nowo w głowie. 

-Nie wiesz jaki jest naprawdę, nie jest tym za kogo go uważasz...

-Bo ty wiesz, prawda? W sumie obie wiecie, nie Isabelle?- przerwała mi i uśmiechnęła się szyderczo. Wodziła wzrokiem od jednej do drugiej, po krótkiej chwili napięcia ponownie zabierając głos- Powinnyście obie go dobrze poznać, gdy z nim chodziłyście jednocześnie. Jesteście takie głupie, jak mogłyście się nie zorientować.  

Zatkało mnie. Powiedział jej? Uważała teraz, że ma nad nami przewagę. W sumie ją miała. W tamtym momencie nie byłam w stanie wymyślić nic konkretnego, żeby ją przebić i zmusić do przemyślenia tego wszystkiego. 

-Więc skoro wiesz o tym, to czemu jeszcze z nim jesteś? Chwalił ci się jak nas wykorzystał, więc skąd wiesz, że nie robi również teraz tego z tobą? Może właśnie spędza sobie czas z inną dziewczyną? 

-Nie jestem tak głupia jak wy. Nie zgadzam się na wszystko o co prosi, dokładnie jak to obie zrobiłyście. Naprawdę nie mogę wyobrazić sobie co wtedy myślałyście. A teraz wmawiacie mi, że jestem przez niego omamiona, na szczęście jestem mądrzejsza od was- w czasie swojego monologu przenosiła wzrok to ze mnie, to na Isabelle, żeby zobaczyć jak zareagujemy na jej słowa. Gdyby wypowiedział je kto inny, spłynęłoby to po mnie. Jednak to była moja kuzynka, osoba, na którą zawsze mogłam liczyć, gdy miałam problem, mogłam z nią o tym pogadać, nigdy mnie nie zawiodła. Jasne różniłyśmy się dlatego nie miałam z nią aż tak dobrego kontaktu jak z Iz, jednak nigdy tak ze mną nie rozmawiała. Isabelle była jeszcze w większym szoku, w końcu to jej siostra bliźniaczka.- Oh, takiej reakcji oczekiwałam! Dużo się teraz zmieni. Radzę nie wpieprzać się w mój związek, inaczej rozwalę również wasze. Policja na pewno będzie zaciekawiona historią niejakiego Donavana. 

Jeśli do tej pory byłam zszokowana, to teraz siedziałam jak sparaliżowana. Nie mogłam ruszyć choćby placem. 

-Wiem dużo więcej niż wam się wydaje- puściła nam z ironią oczko i uśmiechając się z samozadowoleniem wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. 

No i przyszła burza, której tak się wszyscy baliśmy, tylko dlaczego akurat w takiej postaci?